piątek, 8 marca 2013

Halo..! Tu Ziemia!!


"Boże,czy Pani, Wy, jeszcze sie jakoś kontrolujecie?
Przecież, w walce o walkę właśnie zatraciliście poczucie realizmu! Halo...! Tu Ziemia! Słyszycie mnie?
Czytam Pani blog i Pani podobnych koszmarnie roszczeniowych - odrzuconych! I,co? Mdli mnie.Pretensje, pretensje, pretensje... Żałosny skowyt poronionych dzieci "słusznie" minionej epoki.Ludzie kochani, trochę samo krytyki, albo po prostu do pracy!"

 Taki wpis pojawił się na naszym blogu. Autora,( autorkę) "mdli", a jednak  czyta. Może niektórzy lubią się katować. Nie mam nic przeciwko. Zmartwiło mnie jeszcze jedno: całkowity brak zrozumienia tego, co chciałam przekazać. Tu biję się w piersi. Może nie piszę dość jasno. Szanowny(a) Anonimowy, postaram się wyjaśnić. 

Najpierw ja ("koszmarnie rozczeniowy-odrzucony"). W szkole pracowałam 25 lat. Wśród uczniów spędziłam całe życie zawodowe. Zyskałam nie tylko szereg nagród i wyróżnień(więcej niż mam lat pracy), ale zyskałam zaufanie i przyjaźń moich uczniów. Mogłam na przestrzeni lat obserwować ich sukcesy i porażki. Co ciekawe, nawet nie narzekałam na pensję, jakoś mi wystarczała, dodatkowa praca w innych szkołach potwierdzała jeszcze moje kwalifikacje i dodatkowo zasilała budżet.  Dostałam nagle wypowiedzenie, redukcja etatów, moje miejsce potrzebne było dla znajomków dyrektora, przestałam być wygodna. Poradziłam sobie. Wygrałam z pracodawcą sprawę w sądzie. Wykazałam wielokrotne złamanie prawa przez dyrektora. Mam zamiar wykazać działania mobbingowe. Do szkoły nie wrócę. Nie poświęcę kolejnych lat życia pracy dla zadufanego w sobie psychopaty. Czy mam żal? Tylko do siebie, że wytrzymałam tak długo, że ciągle się łudziłam, iż solidna, uczciwa praca prowadzi do celu.
Teraz druga sprawa. czemu ma służyć ta pisanina. Chcę zwrócić uwagę na sytuację w szkołach. Sposób zarządzania szkołą jak z głębokiej komuny, brak poszanowania praw pracowniczych, działania mobbingowe i seksistowskie, promowanie leni i cwaniaków, którzy w odpowiednim momencie przytakują i dają pozwolenie na bezprawne działania. A co z uczniami? Nic, sami sobie radzą. Nigdy w ciągu moich 25 lat pracy uczeń nie był w szkole tak mało istotny jak dziś.   Czemu tak się dzieje? Władze oświatowe oddały pełną władzę dyrektorom szkół. No i dzieje się! Samowolka namaszczonych, pełnych pychy, dyrektorów zrównuje wszystko z ziemią. Zostają czapkujący posłuszni. Głęboki stalinizm. Fałszuje się głosowania rady, zastrasza niepokornych, grozi wyrzuceniem z pracy. Nie wiem, jak jest w innych zakładach pracy, całe życie pracowałam w szkole. Jeśli ktoś uważa, że nie powinno się o tym wszystkim mówić, to jego prawo. Każdy z nas ma jednak dzieci, które szkoła będzie uczyć lub już uczy. Czego uczy? Trzeba sobie kiedyś na takie pytanie odpowiedzieć. Szanowny Anonimowy - nie o nauczycieli i ich przywileje tu chodzi. Ta Ziemia niestety w rzeczywistości tak wygląda, bo jest na to przyzwolenie społeczne.  Spodobał mi się na zakończenie wpisu ten straszak w postaci pracy. Zabawny dla mnie, nieuleczalnego pracoholika. 
Pozdrawiam, życzę, by mdłości przeminęły no i idę pracować, by nie posądzono mnie o lenistwo!

11 komentarzy:

  1. Tak, prawdą jest, że rodzice zupełnie nie wiedzą, jakim procesom poddawane są ich dzieci. Nie orientują się, na czym rzeczywiście polegają reformy kolejnych pań minister. Nie mają pojęcia, że niedługo ich dzieci uczone w szkołach publicznych będą niedokształcone, bo państwo zupełnie zrzuca z siebie odpowiedzialność za oświatę i przerzuca ją na samorządy, a tam układy, układy i układy. Nikt nie dba o poziom, za to każdy dba o kasę i stanowisko, więc w szkołach zostają nie najlepsi, lecz najbardziej usłużni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowna(y) Autorko(rze),
    Trafiłam tu przypadkiem, ale przeczytałam (na razie) wszystkie wpisy do września 2012.
    Jesteś czasem mężczyzną, a czasem kobietą. W profilu nie ma informacji, że to jakaś praca zbiorowa..
    Należysz do pokolenia lat 80-tych (czyli ludzi urodzonych w latach 80-tych), a w czasie stany wojennego byłaś(eś) w klasie maturalnej. Gdzie indziej masz ok. 50 lat.
    Jesteś nauczycielem (jakiego przedmiotu?), ale popełniasz mnóstwo błędów interpunkcyjnych, gramatycznych, stylistycznych (spacja przed przecinkiem, brak spacji przy myślniku, ktoś tam 'ubiera rękawiczki', itd.)
    Gdziekolwiek się nie znajdziesz, otacza Cię patologia. Zaniedbani, patologiczni uczniowie, leniwi nauczyciele - kombinatorzy..
    Wybacz, ale kondensacja tej patologii jest mocno niewiarygodna.
    Mieszkam w dużym mieście, ale w mało eleganckiej dzielnicy. W szkole mojego syna widzę dużo biedy, zaniedbania, ale nie aż tyle, jak Ty.
    Nauczyciele też są rożni, są kombinatorzy i lenie, ale są też naprawdę zaangażowani w pracę.
    Czy w szkołach, w których uczyłaś(eś) tylko Ty byłaś(eś) tym nauczycielem idealnym, a reszta to kombinatorzy?
    Nieźle się czyta ten blog, ale nie przeginaj i koloryzuj, albo powiedz wprost, że piszesz bajkę.
    Pozdrawiam
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam Aniu, to nie jest koloryzowana bajka. Rozbieżności, o których piszesz mają swój powód. Nie piszę tego sama. Widać to w sposobie tworzenia tekstu bardzo wyraźnie. Co do mnie, to niestety nie różnię się niczym od ludzi z którymi pracowałam. To wniosek, którego jestem świadoma. Osoba, która jest inna niż jej otoczenie, potrafi z takiej grupy odejść. Przypuszczam, że zrobi to szybko. Ja siedziałam tam bardzo długo. Dziś myślę, że ze zwykłego wygodnictwa. Jest mi zwyczajnie wstyd,że nie miałam odwagi.
    Jak widzisz, to nie ja jestem tym wspaniałym nauczycielem. Prawda, że takich spotkałam wielu. Niektórym nie dorównam nigdy mimo usilnych starań z mojej strony. Zgodzisz się ze mną, że tylko dobrzy nauczyciele powinni uczyć. Prawda, że piszę o skrajnościach, tych z ciemnej strony. Powód prosty. Dobry system edukacji powinien eliminować tych złych. Nawet jeden zły nauczyciel może wiele zmarnować u swoich uczniów.
    Kim jestem? Jestem kobietą, nauczycielem i pasjonatem przedmiotów ścisłych. Jestem też silnym dyslektykiem, co może tłumaczyć błędy w tej pisaninie. Jestem także właścicielem komputera, który ma rozwaloną funkcję spacji i wykonanie jej graniczy z cudem.
    Uczyłam we wszystkich możliwych typach szkół, dziennych i zaocznych, dla dzieci i dorosłych. Pracowałam w szkołach państwowych i prywatnych. To co piszę dotyczy tylko jednej z tych szkół a nie powinno dotyczyć żadnej! W tej szkole uczy się 600 dzieci i to jest straszne. Dzieci z zaniedbanych środowisk powinny być objęte dobrą opieką. Jest dokładnie odwrotnie.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne sugestie i uwagi.
    Za wszystko co napisałam ponoszę odpowiedzialność, na wszystko mam dowody. Jestem "ściślakiem" i pisanie bajek przekracza moje możliwości!

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Aniu, jestem jednym ze współautorów tego blogga. Uwierz, nie piszemy bajek, staramy się od niedawna dość jawnie nagłaśniać to , co dzieje się w szkołach. Głównie środowiska nauczycielskie wypierają tę wiedzę, uważają, że opowiadamy właśnie bajki. Hm, a co dopiero ma w to uwierzyć ktoś spoza środowiska. Rozumiem Twoje obawy.
    Napisałem, że takie rzeczy dzieją się w szkołach. Tak, w szkołach, nie w jednej szkole. W przeciwieństwie do mojej koleżanki uważam, że aż tak źle dzieje się w wielu szkołach. Z pewnych względów mam szersze od koleżanki spojrzenie na problem i twierdzę, że pewne negatywne procesy urosły już do rangi zjawiska, nie stanowią przypadku jednej czy dwu placówek.
    Najgorsze, że głusi są na te sprawy rodzice i w ogóle ludzie z zewnątrz. Odczuwam jedynie ich satysfakcję z powodu fali zwolnień w oświacie. Tymczasem na polską oświatę w mojej ocenie dokonywany jest zamach, a nieograniczona i przez nikogo niekontrolowana władza dyrektorów szkół doprowadza do wielu krzywd zarówno w stosunku do pracowników jak i uczniów. Bo jak nazwać inaczej całkowicie zawaloną w placówce dydaktykę - jest to jedynie krzywda wyrządzana uczniom. Bardzo się cieszymy, że wnikliwie przeczytałaś nasze teksty. Chcielibyśmy, aby i inni do Ciebie dołączyli, wyrażali swoje opinie, dyskutowali. Dobra oświata to dobre społeczeństwo. Dziękujemy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Postaram się odpowiedzieć Autorce i Autorowi w jednym komentarzu..
    Autorko, ja jestem matematykiem. Co do dyslekcji.. Myślę, ze jesteś mniej więcej w moim wieku może trochę na plus. I zapewne pamiętasz, ze w naszych czasach szkolnych nie istniała dyslekcja, dysgrafia i ostatnio wyjątkowo modna dyskalkulia. Ten, kto robił błędy był po prostu leniem, któremu nie chciało się nauczyć ortografii. I akurat tak się nieszczęśliwie składa, że ja nadal nie uznaje dys-cokolwiek za chorobę. Zwłaszcza, gdy niemal każda przeglądarka i edytor tekstu pokazuje błędy.
    A spacje.. Ok, uszkodzona klawiatura, zrobienie spacji jest cudem. To po co (skuteczne) próby uzyskania spacji przed przecinkiem? I bycie umysłem ścislym nie usprawiedliwia błędów stylistycznych i gramatycznych.
    Autorze, jednym z wielu? Wiec jest Was jeszcze więcej niż dwoje? Ja niczego nie wypieram, po prostu widzę zupełnie inna szkole.
    Autorko i Autorze, Ja od 5 lat widzę dyrektora, który zna chyba wszystkich uczniów z imienia (a na pewno ze starszych klas, bo młodszych się namnożyło teraz bardzo), woźne i sprzątaczki, które tez znają wszystkich uczniów. Zaangażowanych nauczycieli. Znają tez rodziców. Tak, są tez niedouczeni wariaci i nawiedzeni wśród tych nauczycieli. Vide pani od informatyki/techniki, która nie robi kompletnie nic mądrego z dziećmi, ale za to mieni się supernauczycielem, bo 'u niej nie bylo przypadku, żeby ktoś nie zdał na kartę rowerową'. Pani od przyrody, która domyślnie do domu zadaje do zrobienia wszystkie ćwiczenia po temacie, ale jakoś zapomniala o tym powiedzieć dzieciom. Katechetka i ksiądz - bez komentarza.
    Są patologie wśród dzieci. Jest bieda, zaniedbanie i OPS.
    Ale to szkoła w dość biednej dzielnicy, jak wspominałam. I mimo wszystko nie ma tu aż takiego nagromadzenia patologii, biedy. Nie ma tez nauczania indywidualnego. Nie wiem, w jakich szkołach uczyliście. Chyba w tych w pobliżu poprawczaków..
    Nie, nie przekonacie mnie, ze to, co opisujecie, to norma. Nie. Choć wiem, ze to się zdarza częściej niż możnaby chcieć.
    Pozdrawiam
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu, możesz nie uznawać żadnego "dys", masz takie prawo. Jednak te wszystkie dysfunkcje są od dawna na liście jednostek chorobowych i to na całym świecie. Nie ważne ile masz lat. Rozpoznanie trudności dydaktycznych u dzieci i pomoc w radzeniu sobie z nimi to ważny obowiązek nauczyciela. Jak możesz pomóc dziecku, uznając równocześnie, że dyskalkulia czy dysgrafia to ściema? Masz rację,że dyslekcja nie istnieje, istnieje natomiast DYSLEKSJA. Mała różnica. Tym co napisałaś potwierdzasz, że mamy rację. Jeszcze jedno! Mój dyrektor też zna imiona wszystkich dzieci, uczennic o ładnych kształtach w szczególności.
    Ciekawi mnie jak twoje poglądy na trudności u dzieci mają się do obowiązujących Kart Indywidualnych Potrzeb Dziecka. Czy KIPU jest też dla Ciebie fikcją? Piszesz w dokumentach, że pracujesz z dyslektykami i dalej robisz swoje? To bardzo przykre.

    OdpowiedzUsuń
  7. Słusznie, pomyliłam literkę w słowie 'dysleksja'. Złośliwość w uwadze nie była potrzebna.
    Może źle się wyraziłam, rozumiem, ze istnieją takie choroby, ale nie w takim natężeniu ilościowym, jak to wygląda w papierach. Najlepszy dowód, że dyskalkulia objawiła się w wielką mocą w związku z wprowadzeniem matematyki na maturze. Kiedyś matematykę zdawali niemal wszyscy i jakoś dramatu nie było.
    Nigdzie nie napisałam, ze pracuję z dyslektykami ani w ogóle z dziećmi. Zatem tak, KIPU jest dla mnie fikcją, w tym sensie, że dokumentu nie znam i mnie nie dotyczy.
    Bardzo proszę również o nieobrażanie dyrektorki szkoły, którą znam, bo to bardzo dobry dyrektor, który w ciągu 5 lat odmienił tę szkołę, na duży plus.
    Pozdrawiam
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  8. Aniu, czytaj uważnie. Pisałam o swoim dyrektorze a nie o Twoim.
    Co do KIPU. Musisz zdawać sobie sprawę, że KIPU obowiązuje WSZYSTKICH nauczycieli, każdego przedmiotu. Wyraźnie mówi o tym prawo oświatowe. KAŻDY nauczyciel ma obowiązek indywidualizacji pracy z uczniem wykazującym dysfunkcje. Nie jest ważne czy uczy matematyki, polskiego czy wychowania fizycznego. Jak wygląda w Twojej szkole praca dyrektora jeśli jego nauczyciele nie znają swoich podstawowych obowiązków? Czy rodzice waszych uczniów wiedzą jaka pomoc należy się ich dziecku? Bardzo wątpię! Niewiedza czyni szczęśliwym, tylko uczniów mi żal.

    OdpowiedzUsuń
  9. Owszem, czytam uważnie i zauważyłam, że piszesz o Swoim dyrektorze. Ale przytoczyłaś przykład pamiętania uczniów (uczennic) przez Twojego dyrektora, który nijak się ma do powodów, dla których dyrektor z mojej szkoły pamięta i zna uczniów.
    A co do KIPU, zdaję sobie sprawę, tylko że ja nie jestem nauczycielem ŻADNEGO przedmiotu, choć mogłabym być. Moje dziecko też nie jest dysfunkcyjne, więc KIPU mnie jednak nie dotyczy.
    A w szkole.. Chyba jest stosowany ten dokument, bo gdy kiedyś rozmawiałam z nauczycielką, że mój syn robi błędy ortograficzne, a do tego bazgrze, jak kura pazurem, bo w zasadzie jest dwuręczny, to ona zasugerowała, żeby udać się z nim do poradni PO zaświadczenie o dys. Niestety.. ja nie idę na łatwiznę. Niecałe dwa lata pracy i błędy zniknęły (wystarczyło wyplenić wpojoną w szkole dziwną zasadę szukania na siłę 'na jakie słowo to się wymienia'), choć bazgranie zostało. Ale nie każdy musi być kaligrafem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aniu, jeśli ćwiczenia wyeliminowały błędy u Twojego syna to oznacza, że nie jest On dyslektykiem. Próbuję Cię przekonać, że zaświadczenie o dysleksji nie jest drogą na skróty. Badanie dziecka w kierunku dysleksji trwa czasem nawet dwa lata. Zapewniam Cię, że dziecko jest zobowiązane do bardzo intensywnych ćwiczeń i ma obowiązek znać zasady ortograficzne, ma także badany stopień inteligencji, który musi być przynajmniej normą. To podstawowe warunki uzyskania orzeczenia. Dyslektycy, wbrew powszechnym przekonaniom, nie mają wcale dużo lżej. Zyskują dłuższy czas na egzaminie i nie tracą kilku punktów za błędy ortograficzne. Nie warto im zazdrościć i twierdzić, że to lenie. Taka powszechna opinia bierze się z faktu, że w Polsce jeszcze nie opracowano narzędzi do prawidłowego diagnozowania dysleksji i bywają orzeczenia zupełnie przypadkowe. Co do "plagi" dyslektyków, to zapewniam Cię, że specjaliści od dawna twierdzą, że zjawisko to rozszerza się bardzo gwałtownie. W żaden sposób nie jest to związane z lenistwem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ.. Oczywiście, że mój syn nie jest dyslektykiem. Określenie 'ćwiczenia' było nieco przesadzone. To bardziej było zmuszanie do myślenia i kojarzenia, bez kierowania się sztucznymi zasadami. Ale 80% rodziców po takiej sugestii ochoczo wybrałoby się do poradni, żeby 'pomóc i ułatwić dziecku'. Wszak po co je obciążać jakąś głupią ortografią.. Zwłaszcza przy stresach testów z religii, na przykład..
    Zaświadczenie JEST drogą na skróty, a jego uzyskanie jest banalnie proste. Sam(a) wskazałaś powody w końcówce postu, innym powodem są pieniądze.
    Nie zazdroszczę dyslektykom, bynajmniej. Wolę, żeby mój syn umiał pisać po polsku i nie tłumaczył się głupio dysleksją.
    Z innych ciekawostek, w klasie mojego syna jest chłopiec 'nadpobudliwy'. Bez żadnych orzeczeń, klasa zwykła, nie integracyjna. A mama chłopca od 5 lat w pretensjach, bo 'ona dostarczyła zalecenia psychologa, a żaden nauczyciel ich nie stosuje'. A powinien/musi?
    Jak dla mnie to po po prostu energiczne i piekielnie inteligentne dziecko, które nudzi się i wyłącza, gdy lekcja jest nudna. Dokładnie tak jak mój syn, który nie ma żadnych wskazań psychologa o szczególnym traktowaniu.
    Generalnie, nie widzę powodu do dalszego zaśmiecania komentarzy dość prywatną dyskusją. Jeśli chcecie dalej dyskutować, zapraszam na maila. Jeśli wyrazicie taką wolę, podam jakoś na priv.
    Pozdrawiam
    Anna

    OdpowiedzUsuń