czwartek, 2 sierpnia 2012

Siłaczki, won ze szkoły!



Nastały piękne czasy dla oświaty. Niż demograficzny, wkraczający do szkół daje przecież nieograniczone możliwości. W szkołach podstawowych i gimnazjach, które najbardziej odczuwają brak uczniów, wpływ niżu jest bardzo widoczny. Można wreszcie pozbyć się kadry nauczycielskiej tłumacząc zwolnienia demografią. Dyrektorzy korzystają z tej możliwości już od kilku lat. Rok obecny to prawdziwy raj dla tego rodzaju działań. Paragraf 20 Karty Nauczyciela wytłumaczy przecież każdą decyzję dyrektora. Nie pozostawi on także nauczycielowi żadnej możliwości obrony. No i dzieje się!

Władza oddana w ręce dyrektorów szkół jest niczym nieograniczona. To dyrektor ma prawo tak zaplanować kolejny rok szkolny, by z zajęć zniknęły godziny przeznaczone na dany przedmiot nauczania. Co zyskuje? Wbrew pozorom bardzo wiele. Ma wreszcie możliwość pozbycia się, w świetle prawa, nauczycieli niewygodnych. Dla niektórych dyrektorów to istny raj. Mogą wręczać wypowiedzenia bez zbędnych tłumaczeń, przy ogólnym zadowoleniu części pracowników. Nauczyciele, którzy widzą, że nie wszystko dzieje się w myśl interesu szkoły zachowują milczenie. Wiedzą, że odezwanie się w tej sprawie może skutkować zaliczeniem ich właśnie do grupy niewygodnych. Zdecydowanie lepiej milczeć. Dyrektor zwalnia więc nauczycieli dyplomowanych z trzydziestoletnim stażem. Nie tylko  wcześniej nagradzanych ale także wyróżnianych w czasie wizytacji zewnętrznych szkoły. Nauczycieli, którzy całe lata potrafili udowadniać, że są powołani do nauczania i są fachowcami w swoim fachu. Co na to władze oświatowe? Zupełnie nic! Oddana w ręce dyrektorów szkół władza nie może być teraz ograniczona. Nie leży to w interesie miasta. Fakt, że zwalnia się dobrych nauczycieli nikogo nie interesuje. Tak samo jak bezprawne działania władz szkoły w ciągu roku szkolnego. W ten sposób wszyscy umywają ręce od jakiejkolwiek kontroli i czuwania by zapędy dyrektora przyhamować. Wszystko toczy się dalej w poczuciu troski o publiczną oświatę. Nauczyciel może wprawdzie powędrować do sądu pracy, jednak swojej pozycji zawodowej pewnie już nie odzyska, nawet mając wyrok korzystny dla siebie. Tłumacząc się „reorganizacją” można zniszczyć trzydzieści lat solidnej pracy.
Kiedy nauczyciel bywa niewygodny dla dyrektora szkoły? Powodów może być wiele. Może ma swoje zdanie, nie boi się go wyrażać. Może widzi drak kompetencji osób mających wpływ na podejmowane w szkole decyzje. Możliwe, że zauważa lenistwo, prywatę, lekceważenie obowiązków. Sama obecność takiej osoby jest niepożądana. Jeśli nawet nauczyciel nie wykazuje zaangażowania w sposób kierowania szkołą to może lepiej pracuje. Może wywiązuje się solidnie z obowiązków, sprawdza się w innych placówkach oświatowych. Możliwe, że zarabia więcej, bo jest tam doceniany. Wówczas jego obecność stanowi poważniejszy problem. Porównanie boli pod każdym względem. Jeśli ktoś pracuje to trudno w jego obecności pracę tylko udawać. Łatwiej przecież powiedzieć, że z tymi uczniami nic zrobić nie można i nie warto się wysilać. W szkole, gdzie panuje ogólny marazm i brak zaangażowania w pracę z dziećmi, solidna praca nie jest wskazana. 
Wniosek jest prosty. Siłaczki, won ze szkoły! Tu ma być spokój i błogie lenistwo. Będziemy dalej uczyć kreatywności i zaangażowania w pracę. Jesteśmy przecież do tego powołani jak nikt. Uczniowie już dziś dostaną jasny przekaz – nie wyróżniaj  się niczym bo dostaniesz po łapach. Większych od ciebie można usadzić. Słuchaj i w milczeniu wykonuj polecenia. Nie występuj przed szereg. Nie ujmuj się za słabszym. Szukaj przyjaciół, którzy dużo mogą. Uśmiechaj się fałszywie i naucz się udawać akceptację dla wszystkiego co wygodne dla władzy. Jest  to nauka kierowana nie tylko do uczniów. Zdecydowanie wpływa ona na młodych nauczycieli. Oni szybko złapią, co zrobić by zachować pracę mimo narastającego niżu.
Nasuwa się tylko pytanie. Czy tego ma uczyć szkoła? Czy takiej nauki dla swoich dzieci oczekują rodzice? Czy placówka oświatowa może być miejscem tego typu działań? Czy zapędy dyrektora można jakoś ograniczyć? Czy ktoś wreszcie weźmie się za anachroniczną Kartę Nauczyciela i wprowadzi zwyczajne prawo pracy do szkół? Czy długo jeszcze w szkołach chronieni będą nauczyciele nie mający własnego zdania, nauczyciele którym brak odwagi i chęci do pracy?
Takie pytania można stawiać w nieskończoność. Nie wiadomo tylko kto powinien być ich adresatem. Władze oświatowe, którym redukcje nauczycieli są na rękę? Rodzice, którym zależy na edukacji swoich dzieci? Związki zawodowe, które nie mają mocy sprawczej? Czy może Ministerstwo Edukacji, które nie orientuje się w radosnej twórczości dyrektorów szkół? Może wszyscy po kolei powinni odpowiedzieć na te pytania. Może trzeba wreszcie uczciwie porozmawiać o stanie szkolnictwa podstawowego w kraju?
Niż postępuje dalej. Zbliżają się kolejne lata bez uczniów w szkołach. Kolejne siłaczki zostaną ze szkół usunięte. Znowu w myśl paragrafu 20 Karty Nauczyciela. Ponownie w myśl prawa, przy zbiorowym milczeniu. Kto wówczas pozostanie w szkołach? Kto będzie uczyć? Odpowiedź nasuwa się sama. Czy jednak wszystkich zadowala?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz