poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Marny los niecelebrytów czyli dlaczego nas nie czytacie

     
Wakacje. Po raz kolejny spędzam je u ojca na wsi. Zajmuję się nadrabianiem lektur ( nareszcie czytam to, co mogę, a nie to co muszę). Belfra łączy z uczniem wiele wspólnych interesów. Uczeń nie lubi czytać tego, co nazywa się lekturą ( tak dla zasady), a belfer nie lubi czytać tego , co pisze uczeń. Najczęściej są to nudy w połowie ściągnięte z neta. Zmusza się też do przypominania sobie lub  poznawania lektur, które co dopiero jako nowe weszły do szkolnego kanonu. A w wakacje? W wakacje można nareszcie zaszaleć i czytać albo durne kryminały, romanse, albo bardziej wyrafinowane pozycje. Stan koncentracji umysłu belfra w wakacje jest taki, że nie można się skupić na dłuższym filmie z tak zwanym głębokim sensem lub na treściwej powieści.Dlatego cofka intelektualna sprawia, że oglądasz "Świat wg Kiepskich" albo czytasz durnowate tabloidy.To najwyższych lotów rozrywka dla ubogich. Ci, którzy mają kasę, czniają media , leżą na Kanarach lub na Majorce. Pewnego ranka udałem się na królewski tron, który jak u w większości nie może się obyć bez "literek". Okulary, kawał gazety i do miejsca, do którego król nawet piechotą chadzać musiał. Przeglądam po kolei zdjęcia celebrytów. To co o nich piszą, jest zupełnie nie do przyjęcia. Przelatujesz wtedy po tytułach i oglądasz fotki. A to jak się pani X całuje z panem Y, podczas gdy jej mąż spędza wakacje z ich trojgiem dzieci itd. Koszmar, ulegasz mu , dajesz się zmiksować.Pośród wielu fotografii zdjęcie młodej aktorki, która najbardziej wsławiła się romansem z pewnym dziennikarzem. Reszta jej ról była taka sobie. Niedawno temu została mamą. No i paparazzi szaleją. Oglądasz fotki, jak to jest z dzidzią na spacerze w parku, a to jak robi zakupy, a to jak...i tym podobne duperele. I nagle uderzająca mnie notka...otóż ta młoda dziewczyna będzie pisała do jednego z bardziej poczytnych tytułów  felietony na temat, jak być rodzicem. Hm, myślę sobie, jej dziecko ma kilka miesięcy. Co ona wie o tym , jak być rodzicem? Czy będąc mamą z kilkumiesięcznym stażem, można tworzyć poradnik?

Innym razem zastanawiając się nad niską poczytnością naszego bloga ( rozumiem, problemy oświaty nikogo nie interesują - nauczyciele to nieroby, ale o ludu drogi, im oddajesz swoje dzieci, zainteresuj się!), zacząłem przeglądać blogi ludzi związanych z moja profesją, no i znalazłem. Bardzo często odwiedzane, pełne patosu i wielkich cytatów na temat edukacji przyszłych pokoleń w Polsce.Pełne projektów, nadziei, wielkich planów.
Czytałem to i zastanawiałem się, czy autor tych tekstów, osoba publiczna, polityk, mająca wpływ na struktury i programy oświatowe w Polsce, naprawdę pisze o tym z przekonaniem? Czy naprawdę myśli, że edukacja w tym kraju tak wygląda? Tekst poza niezbyt wysokich lotów stylem był sztampowy i napompowany wzniosłością idei. Przeraziło mnie to. Jak  bardzo odrealnione są to poglądy. Proszę, uwierzcie, tak nie wygląda codzienność w polskiej szkole! Moja koleżanka po kolejnym artykule w "Gazecie Wyborczej" na temat oświaty zaczęła pisać o naszej sytuacji. Stwierdziła, że nie może dłużej tych głupot czytać. Napisała, wysłała jako ripostę i czekała, czekała, czekała...

Podczas wspomnianego pobytu u ojca przyszło mi odwiedzić dawną znajomą. Znajduje się w trudnej sytuacji, gdyż jako osoba zupełnie samotna, sama już niezbyt sprawna, opiekuje się swoją sparaliżowaną matką. Umieściła ją w szpitalu w pobliskim miasteczku, gdzie stworzono specjalny oddział opiekujący się ludźmi samotnymi , a niesprawnymi. Za łóżko w tym szpitalu chory oddaje 70% swoich dochodów bez względu na ich wysokość, w zamian otrzymuje rehabilitację usprawniającą go , pieluchy , jeśli jest taka potrzeba, całkowitą opiekę lekarską i pielęgniarską.Prawdziwie samotny chory, który nie ma naprawdę nikogo i tak nie może z tego oddziału korzystać, gdyż wtedy nie starcza mu na czynsz  i rachunki, jakie trzeba opłacić w domu. Musi mieć kogoś, innego domownika, który utrzyma w czasie jego hospitalizacji mieszkanie. Koleżanka opowiada, że oprócz niej, która siedzi przy matce 7-8 godzin dziennie i dogląda wszystkiego, tylko jeszcze jedną chorą odwiedza codziennie rodzina. Pozostali chorzy wrzuceni w to niebiańskie miejsce przez swoje rodziny zostali przez nie zupełnie opuszczeni. Nikt nie interesuje się ich stanem i losem.A opieka nad nimi polega na tym, że ciagle dostają silne leki uspokajające lub usypiające. Wtedy najczęściej śpią, to oczywiste. Dlatego nie wykazują chęci ani na jedzenie, ani na ćwiczenia. Służba medyczna mówi, że nie będzie chorego zmuszać do wysiłku , jeśli odmawia współpracy.Pieluchy przysługują dwie na dzień. Jeśli ktoś częściej się moczy, dostaje między nogi poszwę na poduszkę. Kiedy koleżanka poszła w niedzielę porozmawiać z lekarzem na temat odleżyn matki, odpowiedział, że odleżynami zajmuje się w czwartki.I tak trwa błogostan. Lekarz  robi codzienny obchód , nigdy nie uczestniczą w nim  pielęgniarki i rehabilitanci. Nikt z nich nie zna stanu pacjentów z bezpośredniego przekazu lekarza. Najczęściej o tym, co mają robić z chorym, dowiadują się z pisemnego polecenia. Łatwo można zauważyć, że dla większości chorych zalecane są te same leki i ćwiczenia. Lepszej fuchy dla lekarza nie ma. Nikt nie wymaga od niego  jakichś określonych wyników stosowanych terapii. 
Rozgoryczenie znajomej jest niewyobrażalne. Mówi, że jak już matka będzie na tyle sprawna, aby zabrać ją do domu, opisze wszystko, bo nie wolno tego tak zostawiać. Na razie się boi, nie ma fizycznych sił i możliwości, aby zabrać teraz matkę do domu. Mówi, że są chorzy, którzy leżą tam wiele miesięcy i nikt nie ma pojęcia , co się z nimi dzieje. Pomyślałam, niech pisze, niech wysyła i tak nikt tego nie usłyszy. Po pierwsze, nikt z lekarzami woli nie zadzierać, po drugie nie jest celebrytką o ładnej buzi, którą chcą wszyscy czytać, choć nie wierzę, aby udzielała wartościowych rad ani politykiem, który bredzi na swym blogu komunały.

Moja przyjaciółka z pracy napisała naprawdę dobrą książkę o tym, jak "przerobiła" swoje rodzicielstwo. Ma dorosłych synów. Przeżyli z mężem i dziećmi wypadek samochodowy, gdy chłopcy byli mali, przeżyła śmierć swojej siostry i uczestniczyła w wychowaniu jej dzieci. Gdy słucham jej opowieści, gdy czytam jej książkę, uwierzcie, mam wrażenie, że własnymi doświadczeniami mogłaby obdzielić kilka ludzkich istnień. Książka jest pełna wzruszających fragmentów, jest w niej humor i olbrzymi ładunek rodzicielskiej mądrości, przed którą chylę czoła. Przyjaciółka szuka wydawcy. Wszyscy wiemy, jakie to będzie dla niej trudne. Bardzo jej kibicuję.Trzymam kciuki. Przecież nie jest młodą celebrytką, o  której wszyscy wszystko chcą wiedzieć.Wiem, że gdyby wydawać jej książkę w odcinkach we wspomnianym tabloidzie, naprawdę wielu młodych rodziców zaczerpnęłoby z jej opowieści wiedzę o tym, jak kochać swoje dzieci miłością mądrą, wymagającą i piękną. 

Wiem, niechętnie włączamy telewizor, w nim same przemoc, nieuczciwość, kataklizmy. Po co na dodatek zaprzątać sobie głowę łachmaniarskimi tekstami kilku belfrów, którzy wydają się być zgorzkniali na swoim blogu. Lepiej poczytać o dupie Maryni. 

Następnie otworzyłem bloga kolejnej znanej buzi. Grała w wielu podrzędnych serialikach. Nic znaczącego. Naprawdę atrakcyjna, zgrabna, ładna. Pisze ot po prostu o sobie, jak my, o swojej pracy i swoim życiu osobistym. Teksty nie zawierają żadnych ważkich treści. Zawierają za to wiele błędów interpunkcyjnych i ortograficznych. Jeden z ostatnich wpisów dotyczył prostowania wiadomości, która pojawiła się w mediach, że miała jakoby poślubić kogoś tam, znów bardzo znanego. Czytających tego bloga ogrom. Po prostu ogrom. 

Nie znamy się na polityce, nie piszemy w naszym blogu o sprawach wielkich, o efekcie cieplarnianym czy o kryzysie gospodarczym albo o głodzie w Etiopii. Jesteśmy zwykłymi dyletantami w sprawach wielkich. Piszemy  po prostu o tym, co nas tak bardzo, aż fizycznie , dotyka. Dotyka nasze dzieci, a więc dotyka naszej przyszłości. Piszemy głosem przeciętniaka, który kreuje rzeczywistość być może w szkole twojego dziecka i  może nie życzyłbyś sobie nawet, aby twoja pociecha była naszym uczniem. Nie łudź się, ci którzy go uczą, nie są lepsi. My też,jak oni, mamy swoje osiągi: olimpiady, konkursy, programy autorskie, granty itp.Mamy nagrody, najwyższe stopnie awansu itp.W naszej pisaninie jednak tkwi głęboka świadomość, jakim mechanizmom w szkole podlegają wszystkie podmioty i nie boimy się o tym mówić. 


Nie myślcie sobie, żem naiwny, znam mechanizmy i bardzo czasami żałuję, że nie jestem celebrytą.

2 komentarze: