niedziela, 19 sierpnia 2012

Pomyłka dyrektora

Dyrektor nie doczytał informacji na temat przyznawania nauczycielom środków finansowych na dokształcanie. Podjął błędną decyzję i przyznał kilku nauczycielom pieniądze. Radość była duża wśród wyróżnionych dofinansowaniem. Wcale nie jest tak łatwo przekonać dyrektora, że wybrane szkolenie jest potrzebne. Tym razem się udało. Nauczyciele mogli dostać dofinansowanie do połowy kosztów. Radość trwała krótko. Dla jednych, tych co zakończyli szkolenie, był to rok szkolny dla innych, którzy byli w trakcie zdobywania nauk, pół roku. W szkole pojawiła się kontrola finansowa.
Kontrola wykazała, że środki przyznano nauczycielom błędnie i trzeba je oddać. Dyrektor przyznał dofinansowanie np. do szkoleń, które organizował jego kumpel z wydziału edukacji. Nikt głośno nie mówił o wynikach kontroli i zaleceniach dla dyrektora. Wszystko odbyło się bez zbędnego szumu, cicho i spokojnie. Dyrektor wzywał do siebie dawnych szczęśliwców na indywidualne rozmowy. Grzecznie informował, że środki muszą być oddane. Nauczyciele, którzy płacili trzy tysiące za szkolenie, mieli oddać połowę tej sumy (dofinansowanie), drugą połowę płacili na szczęście z własnej kieszeni. "Szczęśliwcy" po odbyciu rozmowy z dyrektorem byli mocno załamani. Zarabiając dwa tysiące na rękę, trudno nagle oddać półtora tysiąca. Wiadomo przecież, że pieniądze te zostały 'skonsumowane", czyli po prostu wpłacone organizatorom dokształcania. Żaden z nauczycieli ich nie wyłudził. Oficjalnie napisał podanie do dyrektora i pieniądze przelano  na konto organizatorów szkoleń.
Dyrektor był milutki. Zaproponował nawet nauczycielom rozłożenie długu na raty. Mało tego. Wszystkim, którzy mieli spłacać dofinansowanie podniósł motywacyjne do 17% i więcej. "Jest taki pomocny"- mówili "szczęśliwcy". Przecież się stara nam ulżyć, rozumie, że to duża kwota. Wątpliwości pojawiły się nieco później.
Jedna z nauczycielek zapytała, czy nie można jej odciągać z pensji niewielkiej kwoty.Chciała ratami spłacić należność, tak by automatycznie robiła to szkolna księgowa. Okazało się szybko, że tak nie można. Pensja musi być cała wpłacona, nic od niej nie można odciągnąć. Należne pieniądze nie mogą wpływać na konto szkoły. Pojawiły się pytania: To gdzie mają wpływać pieniądze? Mamy je oddawać do ręki sekretarce? Może dyrektorowi do ręki? Czy możemy żądać potwierdzenia, że oddaliśmy taką kwotę? Im więcej było pytań, tym bardziej zaczęto podejrzewać, że coś tu nie gra. Nauczyciele czekali, dyrektor milczał. Jedynie czasem szeptano w pokoju nauczycielskim o tej sprawie. Pod koniec roku szkolnego było już zupełnie cicho. Nikt z nauczycieli pieniędzy nie oddał. Czy oddał je sam dyrektor, tego nikt nie wie. Jest cisza, więc pewnie w kasie się wszystko zgadza. Znowu wszyscy są zadowoleni, jednak niesmak pozostał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz