środa, 25 lipca 2012

Współczesny nauczyciel-Dzień Edukacji Narodowej

Dzień zawsze smutny. Budzący tyle bezsilnej złości. Dziewiąta rano, rada pedagogiczna. Obowiązkowa. Siadamy w obskurnej stołówce. Stoły nakryte, udekorowane. Zajmuję miejsce wśród paru koleżanek, by mieć się do kogo odezwać. Wchodzi grupka dzieci z programem artystycznym. Pozostałych dzieci nie ma. Mają wolne. Nikt nie widzi potrzeby, by w czasie tego święta były w szkole. Grupka uczniów kończy program artystyczny i wręcza maleńkie laurki. Uczniowie wychodzą z sali. Teraz dyrektor, bez obecności dzieci, musi wręczyć nagrody. Bez uczniów, bo a nuż będą gwizdać. Ryzyko zawsze istnieje. Zaczyna się wyczytywanie nagrodzonych. Bez tłumaczeń i uzasadnień. Wszyscy wiedzą. Mogliby tę listę odtworzyć z pamięci. Dziesięć lat to samo,  głupi by zapamiętał. Żona dyrektora, wicedyrektorka i jej przyjaciółka, "przyjaciółka  dyrektora" i tak po kolei. Nikt nie klaszcze, cisza, która po raz pierwszy jest odważnym dowodem zbiorowej dezaprobaty. Wszystkim w pamięci kołaczą sukcesy tych, co znów zostali pominięci. Koniec rozdziału dóbr materialnych.
 Teraz uroczyste śniadanie: bigos, bułka i herbata. Jasna ............... bigos o dziewiątej rano! Zjadam bułkę, wypijam herbatę. Dyrektor wychodzi nie czekając na koniec śniadania. Nie będzie siedział z tym towarzystwem. Przecież nawet nie klaskali, wstrętni zazdrośnicy. Jak tylko wyszedł, reszta zmywa się szybciutko. Grupka zaprzyjaźnionych umawia się wieczorem na wódkę. Omówią szczegółowo niesprawiedliwość losu i jutro wrócą do pracy cicho i pokornie. Kilku nagrodzonych umawia się na kawę. Mają świetny nastrój. Już wcześniej wiedzieli, ile kasy dostaną. Mają co opijać. Trzecia frakcja to wicedyrektorka i ludzie z administracji. Też nagrodzeni. Oni nie pójdą do knajpy. Będą pili w szkole. Niemożliwe? Możliwe. Jest miejsce.  Jedzenie, lepsze niż poranny bigos, przygotuje kuchnia,  wódkę się zorganizuje. Nikt się nie dowie, a nawet jeśli, to i tak będzie siedział cicho. Nauczyciele to tchórze, będą udawać, że nic nie widzieli. Jednego roku wróciłam po swoje kwiaty parę godzin po uroczystości,  woźna broniła jak lwica wejścia do świetlicy. Czyli obstawa też się znajdzie!


Idę do domu. Jest wcześnie. Zdążę posprzątać, zrobić pranie. Postaram się szybko zapomnieć, że było moje święto. Prawie się udało. Prawie, bo do wieczora odebrałam kilka telefonów od dorosłych już uczniów. Im  to święto kojarzy się inaczej. Udawałam, że wszystko jest w porządku. Podziękowałam za pamięć  i dalej mi smutno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz