poniedziałek, 23 lipca 2012

Refleksja

Pracuję już tyle lat. Każdy kolejny rok niesie zmiany. Każdy jest gorszy od wieloma względami od poprzednich. Tylko władze oświatowe są zadowolone. Mnie nikt nie pyta. Każdego roku wprowadzane są zmiany programowe i wychowawcze. Gdyby mi ktoś powiedział, że mam każdego roku zmieniać sposób pracy ze swoim własnym dzieckiem, uznam, że nie wie, co mówi.
Pamiętam, jak zaczęłam swoją pracę w szkole. Uczyłam się metod pracy i sposobów ich doskonalenia. Myślałam nad każdymi zajęciami. Po trzech latach czułam się pewniej niż na początku. Robiłam postępy. W każdym kolejnym roku pracy wiedziałam, że z moich działań korzystają dzieci. Im bardziej doskonaliłam swój warsztat, tym uczniom było łatwiej. Po dziesięciu latach pracy poczułam się fachowcem. Dokładnie wiedziałam, co chcę osiągnąć. Kolejne dziesięć lat mojej pracy zawodowej wypełniło zapoznawanie się ze zmianami. Następowały one w takim tempie, jakby  komuś zależało, by nikt za nim nie nadążył. Na moim biurku piętrzyły się papiery: sprawozdania, awans, analizy wyników i znowu sprawozdania. Jeśli ktoś ma kłopot z napisaniem sprawozdania z jakiejś działalności, niech poszuka nauczyciela. Nie, by się nauczyć. By napisał mu gotowe. Nie , bo się nie zna na twojej dziedzinie? Nic nie szkodzi. Sprawozdanie napisze najlepsze. Jak nikt. Przez tyle lat nabrał mistrzostwa w swoim fachu. Już nie uczy. Nie przygotowuje lekcji. Nie wymyśla sposobów. Pisze sprawozdania. Wspaniałe, rzetelne, pełne twórczych wniosków. Same korzyści. Nauczyciel zadowolony, bo nieważne, co zrobił. Ważne, że pisać potrafi. Dyrektor, bo nawet nie musi nic sprawdzać, ma wszystko pięknie opisane. Kto mu udowodni, że tak nie było? Rodzice? Uczniowie? Oni nie wiedzą, co jest w sprawozdaniach  i tego się trzymajmy. Władze oświatowe dostają swoje papiery i mogą tworzyć kolejne sprawozdania  do ministerstwa. Też zadowoleni.  A uczeń?  No cóż, gdzieś tam sobie tkwi, między jednym a drugim papierkiem. Czasem ktoś sobie o nim przypomni, na krótko. Mamy przecież nowe sprawozdania do zrobienia i kolejne protokoły z zajęć, których nikt nie pamięta. Takie to proste:  szkoła żyje dla władz oświatowych, władze dla ministerstwa. Wszystko działa idealnie. Wszyscy mają poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Tylko wypłata taka mała, tak przecież ciężko pracują. Ministerstwo widzi, że dają radę, więc można im przydzielić kolejne innowacyjne zadanie. A niech tam, uniosą i to. Może trochę pokrzyczą czasami, ale sprawozdanko dotrze na czas.
Dochodzi do takich absurdów, że nauczyciele zniechęcili się nawet do pracy społecznej, którą wykonywali często przez lata. Powód? Proszę bardzo: Dwie godziny zajęć społecznych dla dzieci i każda musi być opisana w dzienniku programem i planem wynikowym. Pod koniec semestru, kto nic nie robił, leży dalej, a ty człowieku piszesz sprawozdania.Spróbuj nie oddać. Oberwiesz od przełożonych. To nic, że to ty pracowałeś popołudniami za darmo, a  kolega leżał. Na kolegę nikt nie pokrzyczy! On nikogo nie zdenerwował, przecież nic nie robił. Tobie się chciało, to rób dalej.

Zespoły wychowawcze, zespoły klasowe, zespoły problemowe i jakie tylko chcesz. Nie wiesz już do którego nie należysz.  Jeśli masz szczęście uczyć we wszystkich klasach w szkole (na przykład w czternastu) jesteś członkiem czternastu zespołów klasowych. Co miesiąc, obowiązkowo, musisz uczestniczyć w zebraniu nauczycieli uczących daną klasę. Oznacza to 14 razy w miesiącu popołudnie przeznaczone na zebranie.Obowiązkowo! Jak to, nie da się? Da się, wszystko da się zrobić. Trzeba trochę pomyśleć. Można być na przykład równocześnie w siedmiu salach. Można, z czternastu dni zrobią  się dwa. Grunt to dobra organizacja. Następnego dnia na lekcją przyjdziesz bez przygotowania.  Masz prawo. Ciągle "nocujesz w szkole". Dzieci wszystko zniosą, byle nikt nie pytał na oceny. No widzisz, jakoś się kręci, wszystko działa jak należy.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz