wtorek, 3 lipca 2012

PREZYDENT, SOCJALNI I WALECZNI

Mglisty ranek. W pokoju nauczycielskim siedzi nasz kolega przy komputerze. Dokonuje zapisów w dzienniku elektronicznym. Znany jest z tego , że lubi być niewidzialnym cieniem własnego "ja". Zawsze wszystkim schodzi z drogi, nigdy nie rozmawia z tymi, którzy weszli w drogę staremu, szczególnie nie robi tego na korytarzach i boisku szkolnym. Tam jest monitoring. Dyro wszystko obserwuje , gdy zachodzą jakieś konfliktowe sytuacje. Po co się narażać. Przystanięcie z kimś z nas, "wrogami ludu i dyktatora", grozi utraceniem łask na zawsze, a co za tym idzie, stratą pracy. Jak już więc wspomniałem , siedzi przy komputerze. Przy sąsiednim stoliku siedzi wicedyrektorka. Milczenie. Nagle do pokoju wchodzi koleżanka protegowana. Chyba ze...czwarta, nie...druga po bogu. Pierwszą jest żona, drugą ona, trzecią kochanka dyrektora. Ta ostatnia chwali się wszystkim, że przed laty straciła z nim dziewictwo. To naprawdę poważny element nobilitacji. Inne protegowane też z nim spały, jednak się przez lata roztyły, zestarzały. Dyro ,nazywany też prezydentem, nie zwraca już na nie większej uwagi, ale ciągle są pod ochroną. Mimo wszystko należą do haremu.  Kochanka jest nadal jara. Już, już wracam do początku. Wchodzi więc druga po bogu. Wicedyrektorka ożywia się na jej widok i mówi:
- Słuchaj, powiesiłaś plakat, można iść na spektakl do teatru z funduszu socjalnego, dobra obsada, niezła sztuka...
Na co druga po bogu odpowiada:
- No coś ty, oszalałaś?! Powiesiłam,nikt nie zareagował, za chwilę go zdejmę, a pieniędzy nie tykamy. Niech się zbiera ta kupka. Będziemy mieli więcej.
Żadna z nich nie zwraca uwagi na kolegę. On i tak zawsze jest jak widmo, niczego nie słyszy, niczego nie widzi. Jednak tym razem nie wytrzymuje i postanawia usłyszeć. Sam jednak nie ma odwagi nic zrobić, przychodzi do mnie i zwierza się z tego , czego był świadkiem. Rozmawiam o tym z zaufanymi. Jedna z koleżanek następnego ranka oznajmia w pokoju nauczycielskim, że w teatrze graja świetny spektakl, dobra obsada, klasyka na scenie, warto się. zabawić. Wczoraj wisiał tutaj afisz. I choć dziś go już nie ma, sprawa jest nadal aktualna. Ona jest chętna zająć się organizacją. Pyta , kto by poszedł. Zgłasza się sporo osób. Bożena robi listę i idzie do dyra. Oznajmia, że w związku z powieszoną informacją ludzie wykazują chęć skorzystania z propozycji kulturalnej.
- Zebrałam nazwiska chętnych , czy mogę załatwiać bilety, panie dyrektorze?
Stary totalnie zaskoczony zgadza się.  W pokoju już kipi, bo dotarły do ludzi prezydenta wieści z GABINETU. Zakładowa komisja socjalna zbiera swoich pobratymców i namawia ich do rezygnacji. Zaczynają się spory. SOCJALNI twierdzą, że jeśli część ludzi nie chce iść, nie można na kilkunastu wydać pieniędzy, bo jeśli już iść , to kupą panowie. Albo wszyscy , albo nikt. Ostatecznie Bożena kupuje bilety. Jeden z kumpli nie idzie. Proszę go, aby odstąpił mi bilet, zabiorę brata. Tego było już za wiele. Wicedyrektorka wszczyna wojnę i zaczyna wyć na cały pokój, że się nami brzydzi, bo kupczymy nie swoim mieniem. Nie wytrzymała. Zbierana kupka pieniędzy SOCJALNYCH zostaje zagrożona. Koleżanka WALECZNA nie wytrzymuje i żąda ( pierwsza, która się odważyła ) regulaminu przyznawania socjalu.  Ponadto dodaje, że to nie cudze mienie, tylko nasze, wypracowane. Jesteśmy w stanie wojny z PREZYDENTEM I SOCJALNYMI.  Następnego dnia WALECZNA jest wezwana do GABINETU , a tam SĄD OSTATECZNY: PREZYDENT, SOCJALNI I WICEDYREKTORKA. PREZYDENT  na wejściu krzyczy:
- Odszczekasz to pod stołem, coś powiedziała!!!!!!!
-A co ja powiedziałam? - pyta WALECZNA.
- Zarzuciłaś nam nieuczciwość!!!!!!!
- Jaaa!!!? - WALECZNA  robi wielkie oczy - niczego nie odszczekam, bo to ja zostałam obrażona , a poza tym chcę nareszcie się dowiedzieć, jak są te pieniądze wydawane. 
- My nie mamy obowiązku się przed wami rozliczać!!! - nadal wrzeszczy PREZYDENT.
I tak oto wszyscy zaczynają żyć socjalem. WALECZNA  sprawdza ustawę o funduszu socjalnym. No tak , nie mają się obowiązku przed nami rozliczać. Sprawdzają ich wydatkowanie naszych pieniędzy kontrole finansowe przysyłane z urzędu miasta. Przedkładane rachunki zgadzają się z rzeczywistymi wydatkami. Wszystko się zgadza. W szkole sprawdzą komisję socjalną związki zawodowe. Tak to jest , jak jeden z drugim kmiotem nauczycielskim podejrzewają SOCJALNYCH  o  nieuczciwość. Wszytko wraca  do normy . Po dłuższym czasie nikt już nie pamięta tej wojny. Widać, to była tylko bitewka. 
Jeszcze bardziej normalizuje nasze stosunki fakt, że w skład komisji socjalnej wchodzą głównie  przewodniczący szkolnych ognisk dwóch związków   zawodowych , jakie u nas istnieją oraz ich "najbliżsi" współpracownicy. Używając skrótu myślowego, SOCJALNI kontrolują samych siebie. Inny element normalizujący: rachunki zgadzają  się z wydatkami , owszem, np. rachunki wskazują, że obchodziliśmy Dzień Nauczyciela przy torcie od wziętego cukiernika w mieście itp.Wydane pieniądze są zgodne z ceną tortu. Przecież żadna kontrola nie pyta nauczycieli, czy smakował im tort. Tymczasem zjedliśmy sobie kapustę bigosopodobną , która była przewidziana na obiad dla  uczniów, którzy nie stawili się tego dnia do szkoły, bo zarządzono wolne od zajęć. Kto by przychodził do budy tylko dlatego, że dają obskurny posiłek. Za poczęstunek zapłacili rodzice uczniów korzystających ze stołówki, a pieniędzmi za tort ktoś się podzielił. Kto? Ja nie wiem.
Cześć, do następnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz