czwartek, 5 lipca 2012

JAK TU SIĘ NIE NAROBIĆ, A ZAROBIĆ ?

Niż demograficzny - największy wróg nauczycieli, szczególnie niezbyt pracowitych. Nasza szkoła przeżywa kryzys. Co tam kryzys, to prawdziwe załamanie pogody dla bogaczy. W tym roku szkolnym mamy tylko 11 klas. Do października mieliśmy nadzieję, że się uda stworzyć dwunasty oddział. Niestety. Wniosek?  Trzeba zlikwidować stanowisko wicedyrektora. Nasza pani wicedyrektor straci możliwość całodziennego przesiadywania w pokoju nauczycielskim i utyskiwania, że jest przemęczona i od ósmej rano chce do domu. A przemęczona naprawdę jest. Od ósmej do dziesiątej - siedzenie w pokoju, opowieści o wnukach. Od dziesiątej wizyta u intendentki, najlepszej przyjaciółki, na kawie. Później wspólne wyjście przed szkołę na ulicę, aby zapalić papierosa. Z jednej strony ulicy one, z drugiej-uczniowie. W okolicach południa powrót do pokoju i dalsze rodzinne opowieści. Od czternastej odliczanie i medytacje, jakby tu  przyspieszyć czas. Wreszcie punkt piętnasta! Do domu!!!! Prawda, że męczące? Na rękę około sześciu patoli, bo oprócz funkcyjnego, 20% motywacyjnego, pół etatu widmo w bibliotece, bo nikt nie widział jej tam pracującej  (stworzono fikcyjne pół etatu, żeby kasy więcej miała biedaczka ), co roku nagrody dyrektora. Oprócz tego  w godzinach pracy wykonywanie funkcji członka komisji egzaminacyjnych w zaprzyjaźnionej szkole zaocznej. To raczej robota sezonowa, ale dość dochodowa, bo egzaminy zawodowe i maturalne. Ponad miesiąc siedzenia . No i wreszcie ten socjal z kupki do podziału.
A teraz taka  tragedia. Pogrążone w żałobie wspomożycielki pocieszają ją jak mogą. Co teraz? Nie ma dla niej funkcji wicedyrektora ani zwykłego etatu. Jest nauczycielem nauczania początkowego, jednak w gimnazjum niczego jej to nie daje. Ma też uprawnienia do pracy w bibliotece. Ale tam pracuje na cały etat kumpel i nie ma już dla niej  dodatkowych godzin. Wychodzi na to , że straci pracę. Dyrektor, któremu zawsze donosiła pierwsza, co kto na niego powiedział, a kto jest przeciw niemu, bo z tego miała bardzo wymierne  profity, a nazywany przez nią pieszczotliwie pierdolonym szczurkiem, ruszył na pomoc. Znalazł dla niej pracę w innej dzielnicy w szkole podstawowej. Gdy jej to zaproponował, dostała szału. Jak to ? To ona ma teraz, po tylu latach"dyrektorowania" nagle zacząć pracować????
- Ja nie będę na stare lata nagle zapierdalać! Niech sobie nie myśli ten pierdolony szczurek!!!!!! Tutaj musi znaleźć dla mnie robotę.

Inna opcja, jest bardzo optymistyczna, ponieważ pani wicedyrektor ma uprawnienia emerytalne, może więc przejść na wcześniejszą emeryturę i przebiedować dwa lata do czasu uzyskania wieku emerytalnego i otrzymania pełnej emerytury. Nasza przełożona zawsze głosiła altruistyczną postawę wobec młodego pokolenia nauczycieli, która brzmiała:
- Jeśli nadszedłby taki czas, że niż  demograficzny zacznie nas wykańczać, pójdę na emeryturę. Nie wyobrażam sobie, aby jakiś młody człowiek miał przeze mnie zostać pozbawiony pracy i środków do życia. Ja jednak mam jakieś wyjście. Trzeba ustąpić miejsca młodym.
 Nadszedł czas zastosowania teorii w praktyce. Pani wicedyrektor znów szalała:
- Ja w żadnym wypadku nie mogę przejść na wcześniejszą  emeryturę!!! Mój mąż ma niską rentę!!! Za co ja będę kupowała alkohole z górnej półki?!!!
Od tej pory pierdolony szczurek zaczął działać już na szeroką skalę. Trzeba pomóc swojej prawej ręce. Nagle, jakby nie było już w trakcie trwania roku szkolnego, wezwał bibliotekarza, któremu rzucił propozycję nie do odrzucenia - otóż daje mu pół etatu w bibliotece, a drugie pół załatwił mu w innej szkole,ale na stanowisku pedagoga szkolnego. Musi tak zrobić, aby znaleźć dla biednej wicedyrektorki etat w naszej szkole. Jeśli chłopak nie zgodzi się na taki układ, w przyszłym roku go zwolni. Jeśli się zgodzi, będzie mógł wrócić, a dyro obiecuje mu, że wyśle swoją protegowaną na pewno na emeryturę.Kolega się oczywiście zgodził, bo przecież trzeba iść na rękę potrzebującym. Zaczęły się rządy nowej fachowej siły w bibliotece. Odtąd komputery w części multimedialnej zostały na stałe wyłączone. Uczniowie nie mogli już korzystać z biblioteki podczas przerw, bo dawna pani wicedyrektor starym obyczajem chodziła na kawkę do przyjaciółki, a później razem znów na papieroska. Regularnie nas odwiedzała w pokoju, gdyż brakowało jej opowieści o wnukach, z których budowała prawdziwą rodzinną sagę. Biblioteka już w realu nie funkcjonowała.

Nadszedł następny rok. Nasza dawna przełożona ani myśli o odejściu. Dyrektor nie pamięta już rozmowy z bibliotekarzem. Mało tego , nie wiadomo, czy będzie dla niego pół etatu w bibliotece, bo szkoła nadal się kurczy. Co robi nasz młody bohater? Okazuje się, że szybko się uczy. Wchodzi w łaski drugiej po bogu w szkole, wielkiej protegowanej dyra, szefowej związków zawodowych itp. Ona naprawdę dużo może. Bibliotekarz chciałby chociaż pół etatu, może jako pedagog. Prosi o "pomoc".
 Pedagożki są również od jakiegoś czasu  zagrożone bezrobociem. Na dwie zatrudnione, istnieje zaledwie półtora etatu, ale stary jakoś to do tej pory kleił, bo one jeszcze nie weszły mu w drogę, a jedna z nich ,przypuszczamy, chyba nawet bliżej się z nim "zaprzyjaźniła". Druga po bogu stawia na swoim. Jednej z pedagożek należy odebrać pół etatu na rzecz bibliotekarza. Pytanie której?  No przecież nie tej bliżej zaprzyjaźnionej. Zostaje jej koleżanka, matka dwojga dzieci. I tak oto bibliotekarz został pedagogiem w szkole do spóły z koleżanką. Zamiast dwóch pedagogów na półtora etatów, mamy teraz troje. Praca w bibliotece dla chłopaka też została ocalona. Ma więc cały etat. "Jeśli jesteś za słaby, aby zmierzyć się z wrogiem, poszukaj sobie silnego sojusznika" . Bibliotekarz poszukał. Matka dwojga dzieci została na pół etatu, zarabia połowę nauczycielskiej pensji. Jest nauczycielem mianowanym. Bibliotekarz ma cały etat. Nie ma rodziny , jest sam. Wystarczyło trochę inicjatywy, aby przy pół etatu w bibliotece dorobić w inny sposób.
Najważniejsze, że pani wicedyrektor się nie narobi, a zarobi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz