czwartek, 12 lipca 2012

Powołani do warcholstwa!

W każdej szkole prawie wszyscy to nauczyciele z powołania.Tylko rodzaj powołania bywa zdecydowanie różny dla różnych nauczycieli! Istnieje bardzo niewielka grupka powołanych do pracy z uczniem, pasjonatów nauczania,  siłaczek. Nigdy nie narzekają. Robią swoje i są zadowoleni.Obok nich funkcjonuje inna grupa nauczycieli, zdecydowanie bardziej liczna. Są to nauczyciele z silnym powołaniem do warcholstwa. Ci narzekają na wszystko: system,  uczniów, rodziców, płace, jednak nigdy nie rezygnują z zawodu. Mają przecież misję. Ich cel jest prosty: uzyskać święty spokój i wypłatę. Czasami trochę im żal, że nie mają takiego szacunku i posłuchu, jakiego oczekują. Samoocenę mają niezwykle wysoką,  nie nurtują ich żadne wątpliwości, wiedzą dosłownie "wszystko" , niczego się już nie uczą. Dawno przestali się doskonalić lub choćby czytać.  No cóż, życie nie zawsze jest sprawiedliwe - myślą sobie czasami- jakoś to trzeba unieść. Unoszą to wszystko z miną męczennika, który jest duchem ponad wszystko.


Znam szkołę, w której pracują nauczyciele nie mający nigdy żadnych dodatkowych prac do wykonania. Nigdy też, w ciągu kilkunastu lat pracy lub nawet kilkudziesięciu, nie mieli hospitowanych lekcji przez dyrektora szkoły. Dostają klasy stworzone  z uczniów  o najwyższych ocenach. Do klas złożonych z repetentów nie wchodzą nigdy. Na jednej  godzinie lekcyjnej realizują równocześnie nauczanie indywidualne z kilkoma uczniami. Czasem w ogóle tych zajęć nie realizują, jednak zawsze wpisują do dziennika (bo szkoda tracić pieniądze). To ich klasy jadą na biwak i wychodzą do kina. Nauczyciel powołany do warcholstwa może nie być na radzie pedagogicznej, może przełożyć termin zebrania z rodzicami, może nie dokonywać wpisów do dzienników itp. Nigdy nie pełni prawidłowo dyżurów w czasie przerw. Najczęściej na nie w ogóle nie zdąża wyjść, bo kto by się śpieszył.Takie powołanie jest nagradzane na każdym kroku. Dyrektor wie oczywiście, kto jest powołany i odwdzięcza się, jak może. Wyposaża salę nauczyciela z powołaniem w telewizor, w najlepszy (szybko działający!) komputer, czasami w ekran interaktywny. Wszystko super! Co robi powołany nauczyciel? Na wszystkich lekcjach puszcza uczniom filmy, sam zyskuje czas, by pobuszować w internecie. Może także spędzić pół lekcji na rozmowie z koleżanką na korytarzu. Dyrektor ma monitoring w szkole i wie, że on tak w trosce o ucznia prowadzi te rozmowy. Dyrektor zawsze może docenić "powołanego" nadgodzinami, lepszym planem lekcji,  wyższym motywacyjnym czy nagrodą dyrektora. Możliwości jest wiele. Powołani do warcholstwa najczęściej korzystają ze wszystkiego. Jeśli szkoła jest wizytowana, to nauczyciela z tym rodzajem powołania nikomu się nie pokazuje. To wcale nie jest trudne. Zawsze się znajdzie kilka siłaczek, które uniosą każdą wizytację. Powołani do warcholstwa mają po cztery lekcje od ósmej rano. Każdego dnia o godzinie dwunastej wędrują do domu, życząc tym siedzącym do szesnastej miłego dnia. Ich plan nie jest taki świetny, by mogli popracować dodatkowo w innej szkole i dorobić do niskiej pensji. Nic z tych rzeczy! Oni nie pracują po siedemdziesiąt godzin w tygodniu. Przecież po czterech godzinach dziennie trzeba odpocząć. Oni głośno wyrażają oburzenie, że nauczyciele pracują w kilku różnych szkołach. Nigdy nie przychodzi im do głowy, że jeśli ktoś pracuje w kilku różnych miejscach to uczy się, rozwija swoje umiejętności i  próbuje się sprawdzać w zawodzie, wystawiając się stale na ocenę. Powołani do warcholstwa niepokoją się tylko tym, że ci pracujący mogą sobie sporo w innych szkołach zarobić. Te pieniądze bardzo ich kłują w oczy z prostego powodu. Też by chcieli je dostać. Niestety, w szkołach prywatnych, w których zazwyczaj zdobywa się dodatkowe zajęcia, za powołanie do warcholstwa nikt nie daje wypłaty.
Jak do tego doszło, że warchołów w szkole jest tak wielu? Trzeba zapytać władz oświatowych, dlaczego taki ogrom władzy złożyły w ręce dyrektorów szkół. Dyrektorów, którzy rządzą kilka kadencji i są wspierani przez władze miasta, nawet gdy wszystkim wiadomo, jak ich rządy są sprawowane. Jeśli dyrektor pełni swoją funkcję piętnaście lat, to z każdym kolejnym rokiem powołuje nowych do warcholstwa. Uwikłany w układy pracownicze dyrektor po kilku latach jest w stanie tylko warchołów nagradzać.W konsekwencji on też wyjdzie na swoje. Dostaje wotum zaufania i kolejne wsparcie podczas konkursu.
Co na to ci z powołaniem do nauczania? Nic, oni tak ciężko pracują, że nie mają czasu niczego poza uczniami dostrzec. Jest jeszcze niewielka grupa, takich którzy sercem skłaniają się za siłaczkami, ale rozum podpowiada, ze lepiej za warcholstwem. Mija parę lat w zawodzie i zwycięża jedna z opcji. Najczęściej ta druga. Nie wierzcie nauczycielom, że po czterech godzinach pracy z uczniami są wykończeni. Nie wierzcie władzom oświatowym, że dobrze się stało, że całą władzę (bez konsekwencji i kontroli) przekazały w ręce dyrektora. Całą reformę oświaty należy zacząć od skrupulatnej kontroli pracy dyrektorów szkół i weryfikacji ich przydatności. Jeśli na którymś szczeblu brakuje nadzoru, to układ okazuje się zawsze być doszczętnie zepsutym warcholstwem, lenistwem, karierowiczostwem czy zwykłą głupotą. A karta nauczyciela? Równa wszystkich ze sobą niezależnie, do której grupy przynależą.  Pozwala żyć wygodnie warchołom i daje prawo dyrektorowi do zwolnienia siłaczki. Wszystko wedle chęci dyrektora. Bo w szkole jest bogiem. Wcielanie się w rolę boga  nikomu nie wyszło na dobre i zawsze skrajnie demoralizuje! Daję głowę, że fala niżu nawiedzająca szkoły wyeliminuje z nich siłaczki. Ich obecność z czasem bardzo drażni i pokazuje, że jednak z "tymi dziećmi" można pracować. Budzą zazdrość i niepokój ci, którzy mimo wszystko dają radę nawet przy siedemdziesięciu godzinach w tygodniu. Oni są przecież głównym wrogiem Karty Nauczyciela. Wniosek - siłaczki: won ze szkoły! Słynny paragraf 20 KN pozwala na redukcję etatów (także według uznania dyrektora). Tylko czy zechcemy posłać własne  dzieci do szkół, w których zostaną tylko nauczyciele powołani do warcholstwa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz