piątek, 29 czerwca 2012

lekcja szósta

Kolejny, zwykły dzień.Dwie lekcje,  dwie godziny okienka i ponownie dwie lekcje. Mam torbę pełną sprawdzianów. Może coś zdążę sprawdzić w tak zwanym międzyczasie. Zaparzyć kawę! To najważniejsza czynność. Dla niej warto przyjść wcześniej do pracy. Jak jesteś na styk, to przegrałeś. Rzucasz płaszcz do obleśnej, zagraconej szafy i pędzisz na dyżur. Pędzisz z szybkością zależną od frakcji, w której jesteś. Frakcja blisko władzy"pędzi" znacznie wolniej,  często przegrywa z dzwonkiem na lekcje.Ja mam gorzej, cieszę się, że jestem odpowiednio wcześnie. No i rytuał: najpierw stara szafa (nogą popycham wypadające z niej klamoty- nikomu niepotrzebne), później czajnik. Dopadam do brudnego, zakamieniałego naczynia, Znów trzeba się modlić, żeby działało szybciej. Za chwilę przerwa. Wpadnie  tu trzydzieści osób i wszyscy do czajnika.... Udało się. Jest kawa! Dzwonek. Równo z dzwonkiem któryś z uczniów kopie nogą do pokoju nauczycielskiego. Jak zdążył tak szybko wyjść z sali? Proste, to on dyktował warunki, a nie nauczyciel. Na szczęście nie muszę interweniować, bo ktoś z idących już to zrobił. Wolna od obowiązku poluję na dziennik. Zdobyć go graniczy z cudem. Nauczyciel miał lekcję  na drugim piętrze, biegnę, nie  ma go, sala zamknięta. Biegnę na parter, bo tam miał  dyżur. Dzwoni dzwonek na lekcję. Nauczyciel z uśmiechem rozmawia z kolegą, zdąży. Wściekła wyrywam mu dziennik i biegnę na drugie piętro. Pięćdziesiątka na karku daje się we  znaki.

Otwieram salę, rozglądam się, jestem pierwsza. Nikt inny nie dotarł na drugie piętro. Uczniowie stoją na korytarzu, wyją , gonią się, istny dom wariatów. Wpuszczam klasę i zaczynam lekcję. Przez dziesięć minut przez szybę w drzwiach zaglądają uczniowie z holu. Robią miny, wołają  kolegów, przeszkadzają. Nareszcie  robi się cicho. Ostatni nauczyciel dotarł do sali. Wszędzie na holach są kamery. W jakim celu? Dla bezpieczeństwa, tylko nie wiem czyjego. Nikt nie śledzi obrazu. Dyrektor nie widzi nawet, że lekcje w jego szkole  trwają trzydzieści minut. Przecież dzieci się nie upomną, a nauczyciele tym bardziej. Lekcja mija szybko.Przypominam sobie o kawie! Biegnę do pokoju. Kawa już zimna, zostawiam dziennik i idę na dyżur. Później kolejna lekcja. Dyżur przed dwugodzinnym okienkiem.Wychodzę na nauczanie indywidualne. Lekcja trwa 45 minut. Dojście do ucznia i powrót do szkoły tyle samo co lekcja. Nikt czasu dojścia nie liczy. Przecież pracuję czterdzieści godzin w tygodniu. Idę przez "dzielnicę latających noży". Kamienica obskurna. Wchodzę do ubogiego mieszkania. Stół i tapczan, przechodnia kuchnia. Rozkładam rzeczy na odrapanej, brudnej ławie. Uczeń jest chyba skrępowany, że przyszłam. Po trzydziestu  minutach wchodzi do kuchni mężczyzna. Chłopiec wchodzi do kuchni, krótka kłótnia i cisza. Uczeń nie wraca. Wstałam, wchodzę do kuchni, a tam pijany mężczyzna: "on uciekł"  - oznajmia- "jestem jego ojcem." Usiłuję wyjść z mieszkania. Mężczyzna tarasuje sobą drzwi i mówi, że chce się dowiedzieć, jakie postępy robi jego dziecko. Zaczynam się denerwować.Ratuje mnie pukanie do drzwi, wchodzi moja młodsza koleżanka, która ma po mnie zajęcia. Ojciec tłumaczy, że syn uciekł i pewnie nie wróci na zajęcia. Dziewczyna szybko ocenia stan ojca i prosi mnie z przerażeniem;"nie zostawiaj mnie tu!" Wychodzimy razem. W gabinecie dyrektora opisuję całą sytuację na kartce. Wyjaśniam, że odmawiam prowadzenia tych zajęć ze względu na własne bezpieczeństwo. Dyrektor przyjmuje pismo i obiecuje działać. (Następnego dnia dowiaduję się, że zabrano mi zajęcia i przejmie je inny nauczyciel, który się nie boi!) Idę  na dalsze zajęcia. W sali jest straszny hałas. Jednak to nie moi uczniowie są głośno. Pytam dzieci, co to za krzyki."To  spod biurka"- oznajmia jeden z uczniów siedzący w pierwszej  ławce. Zaglądam pod biurko. W podłodze jest duży otwór na okablowanie komputera.Słychać każde słowo z sali na niższym piętrze. Dzieci patrzą, więc wracam do lekcji. Na kolejnych zajęciach nie wytrzymuję nerwowo. Odsuwam biurko. W dziurę w podłodze wpycham dużą ilość papieru. Zapada cisza. "Tak lepiej" -mówi jeden z uczniów. Kolejny dzień w pracy dobiegł końca. Ja do wieczora będę przeżywać zajście u ucznia w domu i długo nie pozbędę się szumu w uszach. No cóż, normalność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz