sobota, 2 czerwca 2012

Lekcja druga
Klasa pierwsza gimnazjum. Wchodzę do sali. Uczniowie, mali , niewyrośnięci. Przedstawiam się, sprawdzam obecność, podaję temat lekcji. Widzę, że na końcu pod oknem umościło się rozbawione towarzystwo znajomków. Aby zwrócić uwagę na to , co dzieje się w klasie, proszę jednego z chłopców ( ma może niecałe metr pięćdziesiąt), aby podszedł do tablicy i zapisał temat na tablicy, na co słyszę odpowiedź : " No co ty kurwa, nie widać , że literki mnie nie kręcą?". Udaję, że nie słyszę. Opuszczam zapis tematu. Podaję notatkę organizacyjną. Tył coraz pewniej się czuje,jest coraz głośniejszy. Kończę zajęcia. Po lekcjach idę do pedagoga szkolnego, relacjonuje lekcję, podaję nazwiska uczniów. Okazuje się , że chłopcy mają rodzeństwo w szkole ( na szczęście mi nieznane). Pedagog mówi:" Musisz być jutro ostry, nie dać sobie wejść na głowę. Jeśli są podobni do rodzeństwa, są tchórzami, tylko próbują, ile z kim mogą. 
Następnego dnia wchodzę, trzaskam drzwiami, że wióry lecą i od początku drę się na całą grupę. działam szybko i zdecydowanie. Zmieniam modulację głosu, mówię cicho, naraz podchodzę szybko do ławki i drę się:" Otwierać zeszyty i to szybko". To robi wrażenie.Tak przez całą lekcję.  Nie wiedzą, kiedy będę krzyczał, podrygują, gdy zaskakuję ich krzykiem. Za chwilę zgłaszają się na ochotnika do wykonania ćwiczenia. Wiem, że mam ich, to ja dyktuję warunki! Metodę tę wyczytała moja młodsza koleżanka  w podręczniku dla żołnierzy, którzy w Stanach Zjednoczonych szkolą adeptów Marines.Sprawdza się. Polecam.


Kilka dni później posiedzenie rady pedagogicznej. Dyrektor mówi tonem nagannym, że bez względu na sytuację i jej drastyczny przebieg, nie mamy prawa się unosić na lekcjach, okazywać zdenerwowania. Bez względu na wyzwiska , jakimi obrzucają nas uczniowie, mamy działać spokojnie i wg procedur (musiał się dowiedzieć o moich "sukcesach wychowawczych"). Pierwszym kokiem po wyjściu z lekcji jest sporządzenie notatki i złożenie jej w sekretariacie szkoły, następnie zgłoszenie zajścia  pedagogowi ( pamiętasz jego radę po pierwszej lekcji? pomocna prawda?:))  i wychowawcy klasy. Oni wzywają rodzica ( który nigdy nie przychodzi ). Jeśli te kroki nie przyniosą rezultatu , należy zgłosić opisany przypadek szkolnej komisji rozwiązującej problemy wychowawcze. Ta zaś przedsięweźmie odpowiednie kroki i wyznaczy karę, np.zwróci się do dyrektora szkoły z prośbą o wpisanie uczniowi  nagany .Cała procedura trwa około dwóch tygodni, podczas których przerabiasz kilkanaście innych podobnych  , jeśli nie gorszych sytuacji ( np. uczeń do nauczyciela: "..jeśli będziesz tak dalej pociskał pytaniami , rozjebię ci to krzesło na głowie", po czym  z krzesłem w ręce wychodzi z sali). Na sporządzenie notatki masz najczęściej czas w domu, bo po lekcji lecisz na dyżur. Po twoich zajęciach z kolei nie ma już pedagoga itd. Wolisz odpuścić. Inaczej nic innego byś w domu nie robił , tylko pisał notatki.
Dyrektor mówi, że pod żadnym pozorem nie wolno podnosić głosu na ucznia. Na jakiś niezbyt donośny głos  protestu dochodzący z głębi sali, dyrektor zaczynana na nas krzyczeć : " Gdybyście pracowali w szkole prywatnej, nie sprzeciwialibyście się temu! Ja sam wiem,że gdyby uczeń płacił mi stówę za godzinę, mógłby  pluć mi w twarz i nic bym nie powiedział!"  
 Cisza!!!!!!!!!

!!!
Uczelnie pedagogiczne zamiast uczyć adepta zawodu, jak wejść do sali lekcyjnej i nie zginąć, jak nawiązać relacje z grupą, jak stać się jej przewodnikiem, nie dyktatorem lub ofiarą, jak ją integrować, uczą go historii wychowania i innych dupereli. Nauczyciele nie radzą sobie lub radzą sobie jak mogą ( podręcznik do szkolenia Marines - Boże ratuj!!!!! ).
Gimnazjum to twór, w którym umieszcza się na trzy lata bombę hormonów z obowiązkiem szkolnym do 18 roku życia. 

Teraz już wiem, nie wywołuję takich uczniów do tablicy.. Oni są agresywni, bo... baaaardzo się mnie boją, gdyż najczęściej nie umieją płynnie czytać, mają ogromny problem z poprawnym pisaniem, są gorzej ubrani. Boją się ośmieszenia, więc stają się agresywni. 

Rodzic musi wiedzieć, że jeśli uczniowie agresywni podporządkują sobie nauczyciela, kolejno podporządkowują sobie uczniów, najszybciej tych słabych, uległych, wpływowych, następnie tych opornych. I tak przeciętny uczeń, który przyszedł do nowej szkoły, aby się rozwijać, przejmuje zachowania grupy. Często w klasie trzeciej sam już jest agresywny, ma złe oceny, a nawet dotyka go demoralizacja. Miałem wielu takich uczniów, których nie umiałem ocalić. Rodzicom też nie umiem podpowiedzieć, jak wybierać właściwą szkołę, bo prawda jest skrzętnie przed nimi ukrywana. Przecież trzeba walczyć o klienta. Tylko to się liczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz