wtorek, 1 stycznia 2013

Trudny powrót do pracy.

Wyrok sądu przywrócił mnie do pracy. Po jego uprawomocnieniu mam siedem dni, by pracę podjąć. Niestawienie się unieważnia wyrok. Przyjechałam do szkoły. Chciałam zostawić w sekretariacie pisemne oświadczenie woli powrotu do pracy. Żeby nie było żadnych wątpliwości. Niestety, sekretarka miała dzień wolny, sekretariat był zamknięty, o czym informowała wywieszka na drzwiach. Chciałam wracać, jednak usłyszałam głos dyrektora dobiegający z wyższego piętra. Głośno rozmawiał z koleżanką z pracy. Poczekam, pomyślałam, pewnie zaraz zejdzie do gabinetu. Co jakiś czas korytarzem szedł ktoś z pracowników. Nikt nie ukrywał zaskoczenia moim widokiem. Starzy znajomi z pracy byli bardzo zdenerwowani, zmieszani i nie wiedzieli, jak się zachować. Szybko szli na górę, informując dyrektora, że czekam przed drzwiami sekretariatu. To nie ja jestem winna - myślałam. To  sąd mi przyznał rację, zauważając kilkakrotne złamanie prawa wobec mnie. To mnie skrzywdził dyrektor, pozbawiając pracy i zmuszając do dochodzenia swoich praw w sądzie. Ciekawe, co ich tak wytrąca z równowagi. Czemu mój widok ich irytuje?