Zrobiłam sporą przerwę w pisaniu. Tyle myśli, emocji, zupełnie skrajnych przewala się przez moją głowę, że brak sił.
Listopad - zawsze destrukcyjnie wpływają na mnie miesiące na "l". Teraz już nawet lipiec nie jest za ciekawy. Mgły, szarówa, deszcz, chmury na niebie. No żyć się nie chce. Listopad jest przesmutny, najgorszy jednak jest luty. Apatia, zmęczenie...
Zastanawiam się, czy można jeszcze wierzyć w człowieka? Czy ta wiara znajduje uzasadnienie w postawach ludzi z mojego otoczenia? Czy warto uczyć kolejne pokolenia wiary w człowieczeństwo? Dokąd zmierzamy jako ludzie, skoro już nic, co jeszcze nie tak dawno temu miało znaczenie, nie ma wartości.