niedziela, 29 lipca 2012

UCZNIOWIE, NAUCZYCIELE, LUDZIE I GICI

              UCZNIOWIE, NAUCZYCIELE, LUDZIE I GI
Klasa trzecia gimnazjum. Bardzo dobry skład uczniów. Zespół w większości damski, pełen łebskich bab. Pod koniec pierwszego semestru przychodzi do naszej szkoły uczeń, który odbywał karę w poprawczaku. Za dobre sprawowanie warunkowo został wypuszczony wcześniej. Nie ma skończonych osiemnastu lat, musi trafić do gimnazjum rejonowego. Tym gimnazjum jest niestety nasza szkoła. Do końca semestru pozostało półtora miesiąca. Mamy połowę listopada. Chłopak skończył w pierdlu dwie klasy, więc zostaje umieszczony w mojej, trzeciej,  klasie, bo jak tłumaczy dyro, nie będzie miał tu kogo psuć. Dziewczyny, same silne osobowości. Wiedzą, czego chcą, zależy im na ocenach. Kilku chłopców, którzy są im podporządkowani. I już po pierwszym tygodniu pracy , nauczyciele zgłaszają mi, że nie można prowadzić w mojej klasie zajęć. Chłopak bardzo atrakcyjny, modnie ubrany, pachnący wybrednymi wodami, ze lśniącym uśmiechem czaruje żeńską część klasy, a męska z jednej strony go nie lubi i zazdrości mu wpływów u dziewczyn, z drugiej strony boi się go, więc szybko poddaje się jego wpływom. Na ofiarę wybiera sobie nauczyciela sztuki. Na jego lekcjach następuje zupełny chaos. Inni sobie radzą jako tako. Sam bohater nie uczestniczy w uniemożliwianiu prowadzenia zajęć, lecz podżeguje innych. Na jednej z lekcji sztuki nauczyciel poddaje się zupełnie. Nie wytrzymuje i zaczyna wrzeszczeć na całą salę, używając obraźliwych epitetów wobec uczniów. Nasz kochaneczek nagrywa całą sytuację na dyktafon i nagrania przesyła do kuratorium. Wybucha niezła afera. Kontrole, spotkania z dyrektorem, nauczyciel został wzięty w krzyżowy ogień. Cokolwiek by się działo, nie masz prawa się zdenerwować, unieść. A o tym ,że zupełnie puszczają ci nerwy, nie ma nawet co wspominać. Od tego momentu padł strach na nauczycieli. Zaczęli naprawdę się bać mojej grupy. Dziewczyny były nie do zniesienia. Robiły wszystko, co im kazał nowy idol, aby tylko zdobyć jego poparcie, zainteresowanie, sympatię itp.Do szkoły chodził regularnie, nie wagarował  (na co wszyscy liczyli ), gdyż obawiał się, że jeśli to zgłosimy, gdzie trzeba, wyląduje z powrotem w poprawczaku. Jednak gdy czasami go nie było z powodu jakiejś choroby, atmosfera na lekcjach wracała do normy. Wszyscy wiedzieli, że awantury to jego sprawka.Szlag człowieka trafiał, gdyż nie można było mu niczego zarzucić. Zawsze siedział grzecznie, najczęściej zachowywał stoicki spokój. Na stawiane mu zarzuty uśmiechał się,  jak tylko najpiękniej potrafił tym swoim lśniącym garniturem śnieżnobiałych zębów.
Pewnego grudniowego dnia , gdy za oknem było już naprawdę ciemno, a na zegarze dochodziła szesnasta, prowadziłam w swojej sali zajęcia pozalekcyjne. Organizowałam je wg godzin zegarowych, a nie lekcyjnych,więc kończyłam na długo przed dzwonkiem. Właśnie wszyscy moi uczniowie wyszli z sali, a ja pakowałam swoje rzeczy, gdy do klasy wtargnął nauczyciel sztuki z naszą nową "pociechą".
- Masz jakieś zajęcia? - zagadnął
- Nie, właśnie skończyłam. Pakuję się i idę do domu.
- Proszę, wyświadcz mi przysługę i zaopiekuj się Kamilem do końca lekcji.Mam zajęcia z twoją klasą  i znów nie mogę przez niego ich prowadzić , a obawiam się, abym po raz kolejny nie palnął czegoś głupiego. 
Popatrzyłam na mojego klasowego przystojniaka z poprawczaka i zgodziłam się nim zaopiekować. Siadłam z powrotem na krześle i zaczęłam wygłaszać mu kazanie. Że tak nie wolno, że i tak każdy wie, że to on prowokuje złe zachowanie itepe, itede.Uśmiechał się ślicznie, aż wreszcie nie wytrzymał.
- Czy pani wie, z kim pani w ogóle rozmawia? Czy pani wie, kim ja jestem? 
- Nie wiem , oświeć mnie - odrzekłam
- Ja w poprawczaku byłem gitem! Czy pani wie , kto to w poprawczaku jest git? Gdyby pani wiedziała, nie ośmieliłaby się tak ze mną rozmawiać. Mnie należy się szacunek. 
Moja furia sięgała zenitu. Nie wytrzymałam.
- Rozejrzyj się dookoła dokładnie, ale to bardzo uważnie. Czy widzisz tu jakiś poprawczak? Tu jest normalny świat zwykłych ludzi. Dlatego tu na razie jesteś nikim, rozumiesz?! NIKIM!!!!!!!! Tu trzeba ciężko pracować na swoją pozycję w grupie i aby mieć szacunek.
Młody zsiniał ze złości, ale nadal zachowywał spokój. Widziałam tylko, a właściwie słyszałam, jak chrupią mu szczęki. Usta miał zacięte. Ręce trzymał w kieszeni. Nastała cisza. Nagle zobaczyłam jaśniejącą od uśmiechu twarz mojego wychowanka.
- Nie boisz się , że ja to nagrywam? - zapytał bezpardonowo.
Tego było już za wiele. Wstałam, podeszłam do drzwi, otworzyłam je na oścież i wykrzyczałam.
- Patrz mi na usta, powiem to najwyraźniej jak potrafię, abyś dobrze zapamiętał. WYPIERDALAJ STĄD!!! WON!!! A SWOJE NAGRANIE MOŻESZ ZANIEŚĆ DO KURATORIUM, ZAWIEŹĆ DO MINISTERSTWA, A POTEM JEST JESZCZE TELEEXPRESS !!!!
Tego nie spodziewał się chyba żaden uczeń , a już zwłaszcza stary mistrz manipulacji, którego bał się każdy belfer. Mój totalnie zaskoczony adwersarz opuścił salę. Nastała na powrót cisza, zza okna dochodził świst zimowego wiatru, a ja bałam się najzwyczajniej w świecie wyjść z pracy i wracać do domu. Następnego dnia przed ósmą wylądowałam w gabinecie starego, który stwierdził nareszcie , że dalej tak nie może być. Stworzył niezły układ. Wezwał prawną opiekunkę chłopca, opowiedział całe zajście i zawarł z nią umowę. Chłopak do końca semestru ( a pozostał niecały miesiąc do wystawiania ocen) nie przekroczy progu szkoły. My mu wszystko usprawiedliwimy, wystawimy same pozytywne oceny, a on w drugim semestrze przejdzie do OHPu, tam skończy edukację , przy okazji przyuczy się do jakiegoś zawodu i tak się rozstaniemy. W przeciwnym razie, nie ma co liczyć na pozytywne oceny, a wtedy istnieje zagrożenie powrotu do poprawczaka. Opiekunka się od razu zgodziła. I tak wydawać by się mogło, rozstałam się z moim najukochańszym podopiecznym.
Nadszedł czas wystawiania ocen. Obie strony dotrzymały umowy. Chłopak więcej się nie pojawił, a my wystawiliśmy pozytywne oceny, aby się go po prostu pozbyć. Jako wychowawca musiałam postawić mu ocenę za zachowanie. Postawiłam ocenę naganną.  Wysłałam dokument z ocenami do domu ucznia. Za dwa dni otrzymuję telefon. Ze słuchawki wydobywał się gardłowy głos warczącej na mnie opiekunki.
- Ty kurwo , ja cie zniszczę! Zapamiętaj, zniszczę cię !
- Przepraszam, z kim rozmawiam i o co pani chodzi? 
- Zniszczyłaś moje dziecko! Za co Kamil otrzymał ocenę naganną?! Czy wiesz, że może trafić przez to z powrotem do poprawczaka?!
- Tego nie wiedziałam, ale nie przeszkodzi mu to, aby być przyjętym do OHPu - odrzekłam ze spokojem  równym przynajmniej jej podopiecznemu.
- Ty szmato, ja cię urządzę! Jutro z rana jestem u dyrektora, a potem pójdę z tym do kuratorium! - krzyczała bez opamiętania.
Starą metodą wykorzystaną kiedyś w "rozmowie" z jej pupilem, odpowiedziałam:
- Ja też jutro pójdę do dyrektora.
- Nie, nie, nie nie będziemy tam razem! Boisz się, co? Ja pójdę bez ciebie! Zobaczysz.
- Ależ oczywiście, że nie będziemy tam razem. Chciałam tylko powiedzieć, że wszędzie gdzie pani pójdzie , ja też , bo ta historia ma dwie strony medalu. Roztrąbię w kuratorium, w ministerstwie i we wszystkich mediach, jakiego skurwysyna pani wychowała.
W słuchawce zaległa cisza.
- Może nawet stracę pracę - kontynuowałam - ale wszyscy w tym kraju się dowiedzą o pani metodach wychowawczych. Teraz mi już wszystko jedno. Czy to jasne? Nie cofnę się przed niczym! Jasne?!
Rozmowa została przerwana. Noc przebiegła bezsennie.
Z rana znów siedziałam u dyra i znów relacjonowałam wczorajszą rozmowę. Musiałam przygotować go na to, że przeze mnie , będzie o nas głośno.Opiekunka się nie pojawiła. Kolejnego dnia weszłam przed pracą do sekretariatu i nieoczekiwanie natknęłam się na milusią opiekunkę Kamila.
- Pani do mnie?! - zapytałam, właściwie warknęłam.
- Nie, ja tylko przyszłam odebrać dokumenty Kamilka, aby przenieść go do OHPu - odparła milutko, niemal z uśmiechem.
- No, tak też myślałam - zabrzmiał tryumf w moim głosie.

środa, 25 lipca 2012

Współczesny nauczyciel-Dzień Edukacji Narodowej

Dzień zawsze smutny. Budzący tyle bezsilnej złości. Dziewiąta rano, rada pedagogiczna. Obowiązkowa. Siadamy w obskurnej stołówce. Stoły nakryte, udekorowane. Zajmuję miejsce wśród paru koleżanek, by mieć się do kogo odezwać. Wchodzi grupka dzieci z programem artystycznym. Pozostałych dzieci nie ma. Mają wolne. Nikt nie widzi potrzeby, by w czasie tego święta były w szkole. Grupka uczniów kończy program artystyczny i wręcza maleńkie laurki. Uczniowie wychodzą z sali. Teraz dyrektor, bez obecności dzieci, musi wręczyć nagrody. Bez uczniów, bo a nuż będą gwizdać. Ryzyko zawsze istnieje. Zaczyna się wyczytywanie nagrodzonych. Bez tłumaczeń i uzasadnień. Wszyscy wiedzą. Mogliby tę listę odtworzyć z pamięci. Dziesięć lat to samo,  głupi by zapamiętał. Żona dyrektora, wicedyrektorka i jej przyjaciółka, "przyjaciółka  dyrektora" i tak po kolei. Nikt nie klaszcze, cisza, która po raz pierwszy jest odważnym dowodem zbiorowej dezaprobaty. Wszystkim w pamięci kołaczą sukcesy tych, co znów zostali pominięci. Koniec rozdziału dóbr materialnych.
 Teraz uroczyste śniadanie: bigos, bułka i herbata. Jasna ............... bigos o dziewiątej rano! Zjadam bułkę, wypijam herbatę. Dyrektor wychodzi nie czekając na koniec śniadania. Nie będzie siedział z tym towarzystwem. Przecież nawet nie klaskali, wstrętni zazdrośnicy. Jak tylko wyszedł, reszta zmywa się szybciutko. Grupka zaprzyjaźnionych umawia się wieczorem na wódkę. Omówią szczegółowo niesprawiedliwość losu i jutro wrócą do pracy cicho i pokornie. Kilku nagrodzonych umawia się na kawę. Mają świetny nastrój. Już wcześniej wiedzieli, ile kasy dostaną. Mają co opijać. Trzecia frakcja to wicedyrektorka i ludzie z administracji. Też nagrodzeni. Oni nie pójdą do knajpy. Będą pili w szkole. Niemożliwe? Możliwe. Jest miejsce.  Jedzenie, lepsze niż poranny bigos, przygotuje kuchnia,  wódkę się zorganizuje. Nikt się nie dowie, a nawet jeśli, to i tak będzie siedział cicho. Nauczyciele to tchórze, będą udawać, że nic nie widzieli. Jednego roku wróciłam po swoje kwiaty parę godzin po uroczystości,  woźna broniła jak lwica wejścia do świetlicy. Czyli obstawa też się znajdzie!

poniedziałek, 23 lipca 2012

Refleksja

Pracuję już tyle lat. Każdy kolejny rok niesie zmiany. Każdy jest gorszy od wieloma względami od poprzednich. Tylko władze oświatowe są zadowolone. Mnie nikt nie pyta. Każdego roku wprowadzane są zmiany programowe i wychowawcze. Gdyby mi ktoś powiedział, że mam każdego roku zmieniać sposób pracy ze swoim własnym dzieckiem, uznam, że nie wie, co mówi.
Pamiętam, jak zaczęłam swoją pracę w szkole. Uczyłam się metod pracy i sposobów ich doskonalenia. Myślałam nad każdymi zajęciami. Po trzech latach czułam się pewniej niż na początku. Robiłam postępy. W każdym kolejnym roku pracy wiedziałam, że z moich działań korzystają dzieci. Im bardziej doskonaliłam swój warsztat, tym uczniom było łatwiej. Po dziesięciu latach pracy poczułam się fachowcem. Dokładnie wiedziałam, co chcę osiągnąć. Kolejne dziesięć lat mojej pracy zawodowej wypełniło zapoznawanie się ze zmianami. Następowały one w takim tempie, jakby  komuś zależało, by nikt za nim nie nadążył. Na moim biurku piętrzyły się papiery: sprawozdania, awans, analizy wyników i znowu sprawozdania. Jeśli ktoś ma kłopot z napisaniem sprawozdania z jakiejś działalności, niech poszuka nauczyciela. Nie, by się nauczyć. By napisał mu gotowe. Nie , bo się nie zna na twojej dziedzinie? Nic nie szkodzi. Sprawozdanie napisze najlepsze. Jak nikt. Przez tyle lat nabrał mistrzostwa w swoim fachu. Już nie uczy. Nie przygotowuje lekcji. Nie wymyśla sposobów. Pisze sprawozdania. Wspaniałe, rzetelne, pełne twórczych wniosków. Same korzyści. Nauczyciel zadowolony, bo nieważne, co zrobił. Ważne, że pisać potrafi. Dyrektor, bo nawet nie musi nic sprawdzać, ma wszystko pięknie opisane. Kto mu udowodni, że tak nie było? Rodzice? Uczniowie? Oni nie wiedzą, co jest w sprawozdaniach  i tego się trzymajmy. Władze oświatowe dostają swoje papiery i mogą tworzyć kolejne sprawozdania  do ministerstwa. Też zadowoleni.  A uczeń?  No cóż, gdzieś tam sobie tkwi, między jednym a drugim papierkiem. Czasem ktoś sobie o nim przypomni, na krótko. Mamy przecież nowe sprawozdania do zrobienia i kolejne protokoły z zajęć, których nikt nie pamięta. Takie to proste:  szkoła żyje dla władz oświatowych, władze dla ministerstwa. Wszystko działa idealnie. Wszyscy mają poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Tylko wypłata taka mała, tak przecież ciężko pracują. Ministerstwo widzi, że dają radę, więc można im przydzielić kolejne innowacyjne zadanie. A niech tam, uniosą i to. Może trochę pokrzyczą czasami, ale sprawozdanko dotrze na czas.
Dochodzi do takich absurdów, że nauczyciele zniechęcili się nawet do pracy społecznej, którą wykonywali często przez lata. Powód? Proszę bardzo: Dwie godziny zajęć społecznych dla dzieci i każda musi być opisana w dzienniku programem i planem wynikowym. Pod koniec semestru, kto nic nie robił, leży dalej, a ty człowieku piszesz sprawozdania.Spróbuj nie oddać. Oberwiesz od przełożonych. To nic, że to ty pracowałeś popołudniami za darmo, a  kolega leżał. Na kolegę nikt nie pokrzyczy! On nikogo nie zdenerwował, przecież nic nie robił. Tobie się chciało, to rób dalej.

piątek, 20 lipca 2012

Znowu wolne

Zaczęły się ferie zimowe. Pierwszy dzień spędzam na sprzątaniu. Nigdzie nie wyjeżdżam. Nie stać mnie na wyjazd w góry lub nawet na krótki wypad. Wieczorem przyjeżdżają znajomi.  Ty leniuchu - wołają od drzwi. Znowu masz wolne. Siadają przy stole, na którym piętrzą się jeszcze dokumenty szkolne. Nie schowałam ich wiedząc, że będę musiała do nich usiąść. Zagryzam zęby. Nie tłumaczę, że ciężko pracuję. Nie mówię, że wolne mi potrzebne, bym nie warczała na uczniów po kilku miesiącach. Nikogo to nie interesuje. Wypiliśmy kawę i zostałam sama. Zastanawiałam się, dlaczego nie wyznaczono w szkołach ośmiogodzinnego dnia pracy dla nauczycieli.Dziś się mówi, że pensum to osiemnaście godzin, a mamy pracować czterdzieści. To bardzo wygodne. Dyrektor dając mi kolejne obowiązki, mówi: 
- Pracujecie czterdzieści  godzin. 
Nikt nie liczy, ile czasu poświęcę na pracę. Czterdzieści godzin rozciąga się w nieskończoność.Nigdy nie mogę powiedzieć: mam wszystko zrobione. W nagrodę słucham komentarzy znajomych, ludzi w sklepie i wszystkich wokół, że mamy tylko wolne, że nic nie  robimy.
Budzi się we mnie przekonanie, że odpowiedzialne za obecny stan rzeczy jest ministerstwo. Nie wprowadzi nigdy ośmiogodzinnego dnia pracy w szkołach. Dlaczego? Ponieważ cały warsztat pracy nauczyciele mają w domach. W szkole praca własna, po lekcjach, nie jest możliwa. W pokoju nauczycielskim nie ma  gdzie rozłożyć zeszytu. Nauczyciele ledwo się tam mieszczą. Brak miejsca na książki i dokumenty do własnej pracy. Jest jeden stary komputer, działa kiedy chce,  nie ma podłączenia do drukarki. Brak skanera i ksero. Jak przygotować  materiały na lekcję? Muszę zrobić to wszystko w domu. W szkołach nie istnieje nawet miejsce, gdzie nauczyciel może zjeść spokojnie śniadanie czy chwilę odpocząć po lekcjach. Tak więc nie wprowadzą normalnego dnia pracy w szkołach. Nie można kazać komuś pracować osiem godzin tam, gdzie brak jakichkolwiek warunków do pracy.Obecny stan jest dla wszystkich wygodny. Każdy nauczyciel ma małe biuro w domu, w pełni wyposażone za własne pieniądze.  Ma też kilka szaf wypełnionych papierami. Wszystko się przyda, musi być pod ręką. To że społeczeństwo uważa nas za nierobów, jest wszystkim na rękę. Jak nauczyciele będą krzyczeć o podwyżki, to się im przypomni osiemnaście godzin w tygodniu i taką dużą ilość wolnego! Niech wiedzą, że społeczeństwo tyra na ich pensje. Zabieram się za robienie miejsca w domu na nowe dokumenty szkolne.Zawsze go brakuje.

sobota, 14 lipca 2012

Masz nadzieję...

Twoje dziecko idzie do gimnazjum. Nie jest genialne jednak radzi sobie dobrze. Trochę nudziło się w szkole podstawowej. Masz nadzieję, że teraz będzie lepiej. Może program ciekawszy, nowe przedmioty, różni nauczyciele. Zobaczymy, może nie będzie tak źle. Idziesz z dzieckiem na rozpoczęcie roku. Mało rodziców- myślisz -  no cóż pewnie za bardzo się przejmuję. 
Stare konie palą papierosy w krzakach przy szkole.
- K..., zobaczcie jaki mały szczyl -zawołał jeden z palaczy na widok twojego dziecka.
Trochę się zdenerwowałaś? To nic. To dopiero początek. Na boisku ustawiają się dzieci. Nauczyciele zbierają uczniów w klasy. Stajesz dalej, by nie robić dziecku obciachu. Dyrektor mówi krótko, brzydko i nudno. Z tyłu boiska stoi kolejna grupka uczniów. Głośne przekleństwa są tłem przemowy dyrektora. Twoje nadzieje co do nowej szkoły maleją szybko. Trzymasz jednak fason, by nie wystraszyć swojego dziecka. Jest taki mały, drobny, nie umie się odszczekać i obronić. Jak on sobie da radę, myślisz zmartwiona. Idziesz z dzieckiem do wskazanej klasy, za nowym wychowawcą. Bardzo wyrośnięty chłopak, za plecami nauczyciela, krzyczy do kolegi na cały korytarz:
- Czekaj, k.., czekaj, muszą tylko k.... , odsiedzieć chwilę, później k... spierdalamy z tego więzienia.!!! Twoje dziecko kuli się jakoś dziwnie. Rodzice patrzą po sobie. Nauczyciel chyba nie słyszał, może jednak... 

Wychowawczyni wydaje się być miła. Omawia wszystko. Wyrośnięty uczeń głośno kołysze się na krześle. Wychyla się nieostrożnie i spada na podłogę.
- K...  -mówi, ale się wy.......bałem!!!
 Nauczycielka prosi o spokój, mówi dalej.
- Ja to wszystko, k..... , wiem - woła przerośnięty  i wychodzi z klasy. 
- Słuchajta dalej, szczyle - krzyczy w drzwiach i głośno je zamyka. 
Zapada cisza. Zaczerwieniony nauczyciel tłumaczy: 
- Niestety proszę państwa, taki uczeń musi tu być do osiemnastego roku życia. Trzeci raz powtarza pierwszą klasę. Później będzie spokojniejszy. Proszę się nie martwić. Jeśli coś złego przytrafi się państwa dziecku, proszę to natychmiast mi zgłosić.
 Patrzysz na małą, drobną nauczycielkę. Jak zgłoszę, to co ona zrobi? Da znać policji? Pobiją mi dziecko, jeszcze go bardziej zastraszą? Zaczynasz się poważnie denerwować.   Dzieci w klasie opuściły głowy. Nikt jakoś nie cieszy się początkiem roku szkolnego. Myślisz, czemu moje dziecko nie miało lepszych stopni .Znalazłoby się w szkole przy liceum. Tam jest spokojniej. Teraz już za późno, stało się!  Gimnazjum rejonowe. Trzy lata. Boże, całe trzy lata! A takie miałaś nadzieje...

czwartek, 12 lipca 2012

Powołani do warcholstwa!

W każdej szkole prawie wszyscy to nauczyciele z powołania.Tylko rodzaj powołania bywa zdecydowanie różny dla różnych nauczycieli! Istnieje bardzo niewielka grupka powołanych do pracy z uczniem, pasjonatów nauczania,  siłaczek. Nigdy nie narzekają. Robią swoje i są zadowoleni.Obok nich funkcjonuje inna grupa nauczycieli, zdecydowanie bardziej liczna. Są to nauczyciele z silnym powołaniem do warcholstwa. Ci narzekają na wszystko: system,  uczniów, rodziców, płace, jednak nigdy nie rezygnują z zawodu. Mają przecież misję. Ich cel jest prosty: uzyskać święty spokój i wypłatę. Czasami trochę im żal, że nie mają takiego szacunku i posłuchu, jakiego oczekują. Samoocenę mają niezwykle wysoką,  nie nurtują ich żadne wątpliwości, wiedzą dosłownie "wszystko" , niczego się już nie uczą. Dawno przestali się doskonalić lub choćby czytać.  No cóż, życie nie zawsze jest sprawiedliwe - myślą sobie czasami- jakoś to trzeba unieść. Unoszą to wszystko z miną męczennika, który jest duchem ponad wszystko.

niedziela, 8 lipca 2012

RZETELNA OCENA

Koniec roku szkolnego to trudny okres dla uczniów i nauczycieli. Ci pierwsi mają do przygotowania mnóstwo dokumentów i muszą wystawić stopnie. Ci drudzy muszą jeszcze powojować o oceny, jeśli wcześniej wypadło im to z głowy. Zaczynają się pielgrzymki rodziców do szkoły, najczęściej tych, których nauczyciel cały rok nie widział. Odnoszą one skutek. Czasem wystarczy krótka rozmowa z nauczycielem i o dziwo ocena ulega zmianie .Najczęściej wówczas, gdy rodzic jest stanowczy i pewny siebie. Wnioski nasuwają się same. Pod koniec roku w pokoju nauczycielskim jest jak w ulu. Trzeba  dobrze wstrzelić się w ocenę niedostateczną u ucznia, tak by nie przychodzić na egzaminy poprawkowe w sierpniu. Jak to zrobić? Uczeń musi mieć przynajmniej dwa stopnie niedostateczne. No i zaczyna się!
- Kto da Jasiowi jedynę? Co? Nikt? Tylko ja?! - wrzeszczy nauczyciel. 
- Co, nagle się zaczął uczyć?! Cały semestr nic nie robił i tak przeszkadzał! 
- U mnie pracował - mówi ktoś nieśmiało. 
Ciekawe, zawsze tak jest,  wszyscy się litują. Zapada cisza. Na kolejnej przerwie dopada mnie geograf. 
- Ten mój gówniarz (pada imię) ma tyle jedynek a u ciebie, na takim trudnym przedmiocie, ma dopa?!!! - mówi. 
- Tak, starał się - odpowiadam. 
- Co nagle u ciebie taki zdolny - kolejny atak. 
- Nie - bronię się głośno- to ja taka zdolna jestem. 
Zapada cisza. Inni patrzą po sobie znacząco. Efekt osiągnęłam, za stary belfer jestem, żeby ktoś za mnie wystawiał stopnie.

czwartek, 5 lipca 2012

TRÓJKI GIERTYCHOWSKIE

Należę do pokolenia lat 80-tych ( pierwszy Jarocin, Rock na Pojezierzu Brodnickim, Olsztyńskie Noce Bluesowe, Rawa Blues w Katowicach, itd., ipt.). Do pokolenia buntu i pól makowych , pokolenia stanu wojennego, podczas którego, będąc w klasie maturalnej, wieszaliśmy krzyże w szkole, a komisarz wojskowy straszył nas wilczymi biletami.Obroniliśmy i krzyż i swoje młode poczucie godności, choć wszyscy dorośli wtedy drżeli w trosce o nas. Do pokolenia Jana Pawła II i wielkich pielgrzymek do Częstochowy, które urastały do rangi manifestacji narodowowyzwoleńczych. Wydawać by się mogło, że my wiemy najlepiej , jak się nie bać, jak się buntować, jak stać na straży własnego "ja", jak żyć, aby zawsze móc spojrzeć sobie w twarz, że już przeszliśmy bojowy ogień, że nie damy się zeszmacić.
Prawie trzydzieści lat później jestem zastraszonym, uległym i uniżonym sługą pana dyrektora, który nie ma pojęcia o prowadzeniu szkoły, ale ma układy, więc to on jest dyrektorem , nie ja. Jestem belfrem poniżonym, bo pracuję w najgorszym gimnazjum w mieście, człowiekiem wzgardzonym, którego nikt w najbliższym środowisku nie szanuje, a społeczeństwo nienawidzi, bo pracuję tylko 18 godzin w tygodniu, a prasa się rozpisuje, że zarabiam 4800 na miecha. I kurwa po co ja tak walczyłem o ideały?! Było kombinować, lizać dupy dla układów, wymiatać bezlitośnie konkurencję knowaniami, a nie marnować tylu lat na studia i dokształacanie się. Żyłoby się lepiej. Jestem jedynym w paczce znajomych, którego nie śmieszy "Dzień  Świra", bo tylko ja kurwa wiem, jaką gorzką prawdę o życiu belfra zawarto w tym filmie. I niech mi nikt nie próbuje tłumaczyć, że PiS jest lepsze od PO, a lewica bardziej kocha Polskę od prawicy. Czuję się przez wszystkich oszukany i wyżęty jak ścierka...

JAK TU SIĘ NIE NAROBIĆ, A ZAROBIĆ ?

Niż demograficzny - największy wróg nauczycieli, szczególnie niezbyt pracowitych. Nasza szkoła przeżywa kryzys. Co tam kryzys, to prawdziwe załamanie pogody dla bogaczy. W tym roku szkolnym mamy tylko 11 klas. Do października mieliśmy nadzieję, że się uda stworzyć dwunasty oddział. Niestety. Wniosek?  Trzeba zlikwidować stanowisko wicedyrektora. Nasza pani wicedyrektor straci możliwość całodziennego przesiadywania w pokoju nauczycielskim i utyskiwania, że jest przemęczona i od ósmej rano chce do domu. A przemęczona naprawdę jest. Od ósmej do dziesiątej - siedzenie w pokoju, opowieści o wnukach. Od dziesiątej wizyta u intendentki, najlepszej przyjaciółki, na kawie. Później wspólne wyjście przed szkołę na ulicę, aby zapalić papierosa. Z jednej strony ulicy one, z drugiej-uczniowie. W okolicach południa powrót do pokoju i dalsze rodzinne opowieści. Od czternastej odliczanie i medytacje, jakby tu  przyspieszyć czas. Wreszcie punkt piętnasta! Do domu!!!! Prawda, że męczące? Na rękę około sześciu patoli, bo oprócz funkcyjnego, 20% motywacyjnego, pół etatu widmo w bibliotece, bo nikt nie widział jej tam pracującej  (stworzono fikcyjne pół etatu, żeby kasy więcej miała biedaczka ), co roku nagrody dyrektora. Oprócz tego  w godzinach pracy wykonywanie funkcji członka komisji egzaminacyjnych w zaprzyjaźnionej szkole zaocznej. To raczej robota sezonowa, ale dość dochodowa, bo egzaminy zawodowe i maturalne. Ponad miesiąc siedzenia . No i wreszcie ten socjal z kupki do podziału.
A teraz taka  tragedia. Pogrążone w żałobie wspomożycielki pocieszają ją jak mogą. Co teraz? Nie ma dla niej funkcji wicedyrektora ani zwykłego etatu. Jest nauczycielem nauczania początkowego, jednak w gimnazjum niczego jej to nie daje. Ma też uprawnienia do pracy w bibliotece. Ale tam pracuje na cały etat kumpel i nie ma już dla niej  dodatkowych godzin. Wychodzi na to , że straci pracę. Dyrektor, któremu zawsze donosiła pierwsza, co kto na niego powiedział, a kto jest przeciw niemu, bo z tego miała bardzo wymierne  profity, a nazywany przez nią pieszczotliwie pierdolonym szczurkiem, ruszył na pomoc. Znalazł dla niej pracę w innej dzielnicy w szkole podstawowej. Gdy jej to zaproponował, dostała szału. Jak to ? To ona ma teraz, po tylu latach"dyrektorowania" nagle zacząć pracować????
- Ja nie będę na stare lata nagle zapierdalać! Niech sobie nie myśli ten pierdolony szczurek!!!!!! Tutaj musi znaleźć dla mnie robotę.

wtorek, 3 lipca 2012

PREZYDENT, SOCJALNI I WALECZNI

Mglisty ranek. W pokoju nauczycielskim siedzi nasz kolega przy komputerze. Dokonuje zapisów w dzienniku elektronicznym. Znany jest z tego , że lubi być niewidzialnym cieniem własnego "ja". Zawsze wszystkim schodzi z drogi, nigdy nie rozmawia z tymi, którzy weszli w drogę staremu, szczególnie nie robi tego na korytarzach i boisku szkolnym. Tam jest monitoring. Dyro wszystko obserwuje , gdy zachodzą jakieś konfliktowe sytuacje. Po co się narażać. Przystanięcie z kimś z nas, "wrogami ludu i dyktatora", grozi utraceniem łask na zawsze, a co za tym idzie, stratą pracy. Jak już więc wspomniałem , siedzi przy komputerze. Przy sąsiednim stoliku siedzi wicedyrektorka. Milczenie. Nagle do pokoju wchodzi koleżanka protegowana. Chyba ze...czwarta, nie...druga po bogu. Pierwszą jest żona, drugą ona, trzecią kochanka dyrektora. Ta ostatnia chwali się wszystkim, że przed laty straciła z nim dziewictwo. To naprawdę poważny element nobilitacji. Inne protegowane też z nim spały, jednak się przez lata roztyły, zestarzały. Dyro ,nazywany też prezydentem, nie zwraca już na nie większej uwagi, ale ciągle są pod ochroną. Mimo wszystko należą do haremu.  Kochanka jest nadal jara. Już, już wracam do początku. Wchodzi więc druga po bogu. Wicedyrektorka ożywia się na jej widok i mówi:
- Słuchaj, powiesiłaś plakat, można iść na spektakl do teatru z funduszu socjalnego, dobra obsada, niezła sztuka...
Na co druga po bogu odpowiada:
- No coś ty, oszalałaś?! Powiesiłam,nikt nie zareagował, za chwilę go zdejmę, a pieniędzy nie tykamy. Niech się zbiera ta kupka. Będziemy mieli więcej.

poniedziałek, 2 lipca 2012

macierzyństwo

Idę do uczennicy do domu. Ma siedemnaście lat. Właśnie urodziła córeczkę.Ojciec dziecka przebywa w  więzieniu za pobicie. Dziewczynka jest w drugiej klasie gimnazjum. Drzwi otwiera mi jej mama. Na ręku ma niemowlaka. Drugą ręką , z papierosem, manipuluje przy drzwiach. Jest jeszcze w koszuli nocnej:
-Pani wejdzie - mówi- córka zaraz przyjdzie, wyszła do sklepu. Dopiero wstałyśmy. Mamy dziś takiego lenia, że nie gotujemy obiadu.Córka coś dzisiaj kupi w sklepie - słucham zdawanej  relacji matki. Cały czas nie przestawała palić papierosa. Wydmuchiwała dym wprost na niemowlę. Smutny widok, myślałam. Usiadłam w fotelu, między niezasłanymi  łóżkami. Pracowałam od siódmej piętnaście. Była dwunasta. One dopiero wstały. Dwie kobiety w mieszkaniu i taki bałagan!
                      W kącie pokoju stały paczki z pieluchami i środki czystości:
- Muszę to posprzątać - powiedziała kobieta, Córka wczoraj była w opiece społecznej. Przyniosła to wszystko i tak rzuciła - wyjaśnia, zapalając kolejnego papierosa. Dziecko popłakuje:
- Głodne - mówi babcia. Dziewczyny ciągle nie ma. Mija dużo czasu. Nikomu nie żal czasu przeznaczonego na lekcje. Nauka tu nie jest potrzebna. Nie będzie też potrzebna za kilka lat temu maleńkiemu dziecku. Nikt nie wykształci w nim chęci do nauki. Dziecko podrośnie. Stanie się kolejną młodą kobietą, która wcześnie rodzi dzieci i staje w kolejce do opieki społecznej. Obym się myliła. Mija dwadzieścia minut z czterdziestu pięciu przeznaczonych na zajęcia. Wraca uczennica:
- Stałam w kolejce -  mówi bez słowa przepraszam. Przyniosła całą reklamówkę gotowego jedzenia. Musimy to zjeść bo wystygnie:
- Pani poczeka - mówi. Czekam. Zostaje dziesięć minut zajęć. W tym czasie dziewczyna karmi dziecko. Wychodzę, wracam do szkoły z poczuciem beznadziejności i smutku. Miało być inaczej! Miałam zachęcać uczniów, porywać ich do pracy, odkrywać piękno nauki. Kogo mogę poprowadzić za  sobą? To nie ja powinnam tam być. Może ktoś, kto nauczy tą młodą kobietę,  jak wychować swoje dziecko? Tylko kto to ma być? Kto zauważy taki problem? Kto za to zapłaci? Żal mi niemowlęcia. Nie w takim domu powinno się urodzić.