środa, 5 września 2012

Ja, rodzic ucznia.

Ja, rodzic, chcę mieć pewność, kto i w jaki sposób kształtuje umysł i postawę mojego dziecka. Mam prawo do uzyskania odpowiedzi na każde nurtujące mnie pytanie. Mam prawo współdecydować o wyborze metod pracy z moim dzieckiem. Chcę, by wysłuchano moich wskazówek i rozwiano wszelkie wątpliwości. Chcę mieć wpływ na wybór szkoły, wychowawcy, nauczyciela przedmiotu. Chcę uzyskać wszelką możliwą pomoc dla mojego dziecka w procesie kształcenia.
Ktoś powie, że mam wygórowane żądania. Nauczono rodziców w Polsce pokornie przyjmować decyzje zapadające gdzieś daleko poza nimi, w oderwaniu od realiów. Jestem świadomym rodzicem. Dokładnie wiem, jak chcę wychować swoje dziecko. Mam prawo oczekiwać wsparcia i pomocy państwa. Jeśli tak się nie dzieje, to nikt z władz nie może  powiedzieć, że nauka w Polsce jest powszechnym, darmowym przywilejem. Nie jest przywilejem bowiem coś, na co nie mamy żadnego wpływu. 

Czy ktoś z władz oświatowych liczył czas efektywnych zajęć dziecka w jednym dniu nauki. Mam pytanie - ile czasu moje dziecko spędza w klasie, najzwyczajniej nudząc się? Ile swojego czasu musi oddać uczeń na działania nauczyciela, które mu w żaden sposób nie służą? 
Jedna lekcja trwa czterdzieści pięć minut. Z tego pięć minut zabiera organizacja klasy, kolejne pięć sprawdzenie obecności. Zakładam, że nauczyciel jest osobą potrafiącą utrzymać porządek i dyscyplinę na lekcji. Zostaje mu na zajęcia trzydzieści pięć minut. Zakładam, że kolejnych dziesięć minut wystarczy mu  na wprowadzenie nowych treści programowych. Zostaje dwadzieścia pięć minut zajęć. Jeśli w klasie jest dwudziestu pięciu uczniów, to na pracę indywidualną z nimi zostaje minuta dla każdego z nich. Co zrobi nauczyciel z moim dzieckiem, mając minutę na bezpośredni kontakt.. Zakładam, że jeśli moje dziecko idzie do szkoły na osiem godzin lekcyjnych, otrzymuje osiem minut bezpośredniego kontaktu z nauczycielami i osiemdziesiąt minut pracy z nowymi treściami nauczania. Wiem, że większość nauczycieli powie natychmiast, że jeśli pracuje z klasą, to z pojedynczym uczniem także. Ja powiem inaczej, większość nauczycieli pracując z zespołem  klasowym, pracuje tylko z grupką najlepiej radzących sobie uczniów. Powód jest prosty. Tylko taka grupa dzieci pozwala na złudne przekonanie, że treści zostały przez uczniów przyswojone w stopniu zadowalającym. Dziecko na poziomie gimnazjum ma około trzydziestu godzin w tygodniu zajęć lekcyjnych, co daje dwadzieścia trzy minuty pracy indywidualnej. Może nie ma sensu wysyłanie go do tak zorganizowanej szkoły. Ilu jest nauczycieli potrafiących poradzić sobie z tym problemem w licznej klasie? Moim zdaniem są to jednostki. Może więc zamiast biadolić, że brak pieniędzy na edukację, pomyśleć trzeba o gruntownej zmianie systemu nauczania. Ja, rodzic, nie chcę, by moje dziecko przyswajało sobie umiejętność trwonienia swojego czasu. Nie tak ma wyglądać edukacja mojego dziecka. Efektywny czas pracy to tylko  jeden z problemów szkoły. Wystarczy spojrzeć na edukację oczami dziecka i rodzica, a pojawi się tych problemów zdecydowanie więcej. Kiedy więc w tej sprawie będą mogli mieć coś do powiedzenia rodzice? Zapewne, gdy ich dzieci dorosną i przywilej nauki nie będzie ich już dotyczyć. Zmiany systemowe zachodzą wolno, tylko dzieci nam jakoś szybko dorastają.

1 komentarz:

  1. Polecam post: "Pierwszy września". Przyglądajcie się szkole uważnie dla dobra swoich dzieci!!

    OdpowiedzUsuń